Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Jeden szpital, takie same zasady - rozmowa z dyrektorem USK Bogusłąwem Poniatowskim.
  • Ostatnia zmiana 06.03.2013 przez Medyk Białostocki

    Jeden szpital, takie same zasady - rozmowa z dyrektorem USK Bogusłąwem Poniatowskim

    O połączeniu Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku ze szpitalami zakaźnym i gruźliczym, o planach działania nowej jednostki i o tym, co czeka zatrudnionych tam ludzi - rozmawiamy z dyrektorem USK Bogusławem Poniatowskim

    Po ponad półtorej roku przygotowań połączenie szpitali stało się faktem. Uniwersytecki Szpital Kliniczny jest obecnie jednym z dziesięciu największych szpitali w Polsce. Do tej pory zatrudniał ok. 1,8 tys. pracowników i ma ponad 800 łóżek, po fuzji dojdzie 480 pracowników i ok. 400 łóżek.

     

    Katarzyna Malinowska-Olczyk: Od lutego br. szpital zakaźny na Dojlidach i szpital gruźliczy przy Warszawskiej są już Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym. Jakie ma Pan plany w stosunku do przyłączonych szpitali? Co na początek: zmiana szyldów?

    Dr Bogusław Poniatowski,dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku: - Oczywiście wyrobimy nowe insygnia, które będą informować o tym, że jest to szpital kliniczny. Będą więc nowe szyldy i pieczątki. Jeśli chodzi o pozostałe kwestie to jest podpisane porozumienie pomiędzy uczelnią, a zarządem województwa, które szczegółowo określa zasady przejęcia szpitali. I my jesteśmy zobowiązani do ich przestrzegania. Zgodnie z tą umową nie przewiduje się np. redukcji zatrudnienia, czyli zwolnień przez najbliższe dwa lata.

    W obu placówkach są osoby pełniące funkcje dyrektora. Pozostaną na tych stanowiskach?

    - Osoby pełniące obowiązki dyrektorów mają umowy o pracę tylko do czasu połączenia szpitali. Jak wynika z Krajowego Rejestru Sądowego odpowiedzialność za szpital ciąży na tym, kto reprezentuje szpital. A USK jest reprezentowany jednoosobowo przez mnie. I to się nie zmieni. Zarówno w jednej, jak i drugiej jednostce były inne regulaminy wynagrodzeń. Teraz wszystko musi zostać podporządkowane zasadom, które obowiązują w szpitalu klinicznym. Stanowiska kierownika działu kadr czy głównej księgowej też będą pełnione przez osoby pracujące w szpitalu przy ul. Skłodowskiej. Choć oczywiście w przyłączanych jednostkach pozostaną osoby, które będą odpowiadały na poziomie tamtych szpitali.

    Co będzie w takim razie ze stanowiskami, które się dublują?

    - Osoby te nie stracą pracy, dostaną inne zadania. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, jaka będzie szczegółowa formuła funkcjonowania. Potrzebna jest dokładna analiza, ocena możliwości technicznych, tego, co można zrobić drogą internetową, faksem, a co na miejscu. A życie i tak to wszystko zweryfikuje.

    Rozumiem, że najwięcej zmian czeka działy administracyjne?

    - Tak, oraz działy finansowe.

    A w pracy lekarzy i pielęgniarek dużo się zmieni?

    - Kompletnie nic.

    A pensje się zmienią?

    - Ze wszystkich wstępnych informacji, jakie do mnie docierają, wynika, że w obu przyłączanych szpitalach jest inny system wynagrodzeń niż w „starym” szpitalu klinicznym. A zgodnie z literą prawa warunki muszą być takie, jak w szpitalu przyłączającym. Są dwie możliwości: albo podnieść pensje 1900 osobom w USK, albo obniżyć 400 osobom pracującym w przyłączanych placówkach. Nie ma innej drogi.

    Płace więc pewnie spadną?

    - Musimy wszystko przeanalizować. Trzeba jednak pamiętać, że w każdej działalności, także medycznej, pieniądze, które się wypracuje można przejeść, albo zainwestować w warsztat. My w ciągu ostatnich dwóch i pół roku zainwestowaliśmy 40 mln zł w szeroko rozumiany warsztat. A szpital na Dojlidach, chyba już jako jedyny wysokospecjalistyczny szpital rangi wojewódzkiej w Polsce nie ma ani jednego łóżka intensywnej terapii. Możliwości diagnostyczne są również bardzo skromne.

    To porozmawiajmy o tym, co chciałby Pan w tych szpitalach zmienić, jakie inwestycje wdrożyć?

    - Teraz wspólnie z władzami uczelni pracujemy nad tym, co musi być tam zrobione i ile na to potrzeba pieniędzy. Przez te wszystkie zawirowania, przez to, że przejęcie przeciągnęło się o półtora roku, już wiemy, że z Ministerstwa Zdrowia mamy szanse uzyskać o 30 mln zł mniej [półtora roku temu mówiło się o kwocie przekraczającej 70 mln zł - red.].

    Czego tam brakuje?

    - Szpital przy ul. Żurawiej to chyba jedyny w Polsce szpital specjalistyczny rangi wojewódzkiej, który nie ma diagnostyki na właściwym poziomie. Brakuje tam tomografu, rezonansu, czy nawet porządnego aparatu USG. Nie ma łóżek intensywnej terapii, choć leczeni są tam pacjenci np. w ciężkich stanach po zatruciach, z niewydolnością wątroby czy nerek. Instalacja elektryczna wymaga częściowej wymiany. Poradnie mieszczą się w drewnianych barakach, które teraz może źle nie wyglądają, ale za pięć, dziesięć lat będzie z nimi problem. Potrzeba dla nich nowego miejsca. Ponadto umowa pomiędzy marszałkiem i uczelnią narzuca nam, że w ciągu pięciu lat musimy zwolnić budynek szpitala gruźliczego przy ul. Warszawskiej.

    Potrzebna byłaby też sala wykładowa z prawdziwego zdarzenia oraz sale seminaryjne. Musimy pamiętać, że szpitale kliniczne świadczą nie tylko usługi diagnostyczno-lecznicze, ale muszą również prowadzić szkolenia przeddyplomowe, dyplomowe, podyplomowe. Żeby kształcić studentów, lekarzy i pielęgniarki musimy mieć bazę.

    Na Dojlidach są dwa oddziały dziecięce, a w USK nie ma oddziałów dla dzieci. Jakie ma Pan Plany w stosunku do tych oddziałów?

    - Te oddziały istnieją, nie po to, żeby podnieść prestiż szpitala, ale dlatego, że jest takie zapotrzebowanie. Logika podpowiada, że jeśli w szpitalu ma zostać dziecko, to musza być takie warunki, żeby mogła z nim zostać także matka. Chcemy, więc stworzyć taki standard, który będzie zadawalać rodziców.

    Co będzie, jeśli nie uda się pozyskać pieniędzy z ministerstwa na tę inwestycję?

    - Jeśli nie będzie środków, tragedii też nie będzie. Szpitale cały czas funkcjonują. Warunki dla pacjentów nie są złe: sale chorych są tam nieduże, wszystkie z sanitariatami. A jeśli chodzi o to, czego tam brakuje, będziemy musieli wszystkie środki, które połączony szpital wypracuje, przeznaczyć również na modernizację szpitala na Dojlidach. Potrzeby „starego” USK zostaną spełnione podczas trwającej obecnie rozbudowy, przebudowy i modernizacji.

    Jak chciałby Pan, żeby, powiedzmy za pięć lat, wyglądał szpital na Dojlidach?

    - Mam nadzieje, że będzie już tam ogrodzenie, w nowym budynku powstanie zaplecze dydaktyczne. Więcej dalekosiężnych planów trudno snuć, bo nie wiemy, jak zachowa się płatnik i ile będzie pieniędzy w systemie.

     

    Rozmawiała Katarzyna Malinowska-Olczyk

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.