Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Spowiedź bez rozgrzeszenia.
  • Ostatnia zmiana 25.11.2016 przez Medyk Białostocki

    Spowiedź bez rozgrzeszenia

    We wrześniu 1965 roku, po pomyślnym zdaniu egzaminu, uzyskałem drugi stopień specjalizacji z chirurgii ogólnej. Otrzymałem więc certyfikat „prawdziwego chirurga”. Formalnie mogłem wykonywać na własną odpowiedzialność zabiegi operacyjne, bez asekuracji chirurga mającego większe doświadczenie.

     

            

    - Trochę pijany, to i głupi, zacząłem pierwszy raz w życiu dobierać się do teściowej. No i stało się.

    - A ile lat ma pana teściowa?

    - A będzie chyba 73.

    - Panie Konstanty, idź pan spokojnie do domu. Teściowa nie jest w ciąży.

    W kilka dni po egzaminie zostałem wyznaczony jako operator do wykonania częściowego wycięcia żołądka u 55-letniego chorego, cierpiącego na wrzód żołądka drążący do trzustki. Pacjent, pan Konstanty, pochodził ze środowiska wiejskiego, spokojny, cierpliwy, łatwo zgodził się na leczenie operacyjne, ze względu na przewlekłe, duże dolegliwości, utrzymujące się mimo leczenia zachowawczego.

             Zabieg operacyjny wykonywany w znieczuleniu ogólnym przebiegał typowo. Wycięto 2/3 żołądka, a jego kikut zespolono z dwunastnicą. W ten sposób odtworzono fizjologiczną ciągłość przewodu pokarmowego ze znacznie zmniejszonym żołądkiem.

             Byłem bardzo zadowolony z przebiegu operacji.

             Chory został przetransportowany na swoje łóżko szpitalne z założoną do żołądka sondą. Oprócz rutynowej, pooperacyjnej kontroli ciśnienia i tętna, zwracano również uwagę na ilość i rodzaj treści uzyskiwanej przez sondę. Żeby nie było zbyt pięknie, dyżurna pielęgniarka poinformowała mnie, że przez sondę odsysana jest krew.

    Pozostałem przy chorym od południa do wczesnych godzin wieczornych, wykonując odsysanie na przemian z płukaniem żołądka roztworem fizjologicznym soli.

             Po odzyskaniu świadomości pacjent zdawał sobie sprawę, że dzieje się coś nieprawidłowego, skoro lekarz pozostaje przy jego łóżku przez tak długi czas. Uspokoiłem go zapewnieniem, że stwierdzone krwawienie jest niewielkie i nie stanowi zagrożenia, bo na pewno nie doszło do uszkodzenia dużego naczynia. Najprawdopodobniej przyczyną krwawienia było nakłute igłą naczynie krwionośne w czasie zakładania szwów łączących żołądek z dwunastnicą.

             Do domu poszedłem dopiero wieczorem, gdy zatrzymało się krwawienie.

             Okazana choremu troska i poświęcony czas doprowadziły do powstania między nami specyficznej więzi. Polegało to na częstszych niż z innymi pacjentami rozmowach ze zwierzeniami. Z rozmów tych wynikało, że pan Konstanty ma niewielkie gospodarstwo, jest wdowcem, dzieci założyły własne rodziny, a gospodarstwo domowe prowadzi teściowa.

    Po wypisaniu ze szpitala w dobrym stanie, kilkakrotnie przyjeżdżał na badania kontrolne, które zawsze wypadały satysfakcjonująco.

    Po kilku miesiącach kontakt został przerwany. Minęły prawie 3 lata i pan Konstanty pojawił się w szpitalu, szukając ze mną kontaktu. Wyglądał na zatroskanego i wystraszonego. Poprosił o rozmowę i pomoc w nieszczęściu. Zapytałem, o jakie nieszczęście chodzi.

    - Panie doktorze, to dłuższa historia, niech pan cierpliwie posłucha. Pewnego dnia przyjechał do mnie szwagier. Dawno nie widzieliśmy się, więc powiedziałem teściowej, żeby przygotowała coś do jedzenia, a ja przyniosłem pół litra 70-proc. samogonu. Gadu, gadu przy stole, skończyła się wódka - nie powiem, teściowa też miarkę wypiła. Ściemniło się na dworze. To ja powiedziałem: szwagier, gdzie ty po nocy będziesz jechał tym swoim rowerem. Zostań. Przenocuj. Wydychasz gorzałę i rano świeży pojedziesz do domu.

    - Panie Konstanty, gdzie tu nieszczęście, toż to sama radość.

    - Niech słucha. Szwagier zgodził się zostać na noc. Wtedy do mnie doszło, że w mojej chacie są tylko dwa łóżka - moje i teściowej. Teściowa już posprzątała ze stołu i położyła się spać. To ja powiedziałem do szwagra, ty kładź się w moim łóżku, a ja przyłożę się przy teściowej. Tak też ja zrobiłem. Trochę pijany, to i głupi, zacząłem pierwszy raz w życiu dobierać się do teściowej. A ona i chętna. No i stało się.

    - Panie Konstanty, ja ciągle nie widzę żadnego nieszczęścia.

    - Mnie się też tak początkowo wydawało, ale po pewnym czasie zobaczyłem, że ona zaszła w ciążę. A to, to dla mnie ogromne nieszczęście.

    - A ile lat ma pana teściowa?

    - A będzie chyba 73.

    - Panie Konstanty, idź pan spokojnie do domu. Teściowa nie jest w ciąży.

    - Panie, kiedy wszystko wskazuje, że jest.

    - A niby co wskazuje na ciążę?

    - Ona pogrubiała i ma teraz takie kozie oczy, a jak ja macałem jej brzuch to czułem dużą macicę.

    - To nie jest ciąża, ale przywieź pan teściową w dniu mojego popołudniowego dyżuru, to wtedy rozstrzygniemy, co z nią naprawę jest, bo widzę, że inaczej pana nie przekonam.

    W wyznaczonym dniu pan Konstanty pojawił się w poradni ze szczupłą, siwą kobietą. Po kumotersku, bez rejestracji poprosiłem pielęgniarkę o przygotowanie pacjentki do badania. Zgodnie z obserwacją pana Konstantego, przez wiotkie powłoki brzuszne wyczuwało się duży, gładki, niebolesny twór, odpowiadający dużej torbieli. Potwierdziłem, że nie jest to ciąża, ale choroba wymagająca leczenia operacyjnego.

    Zadziwiająca była reakcja pana Konstantego. Bardzo cieszył się z wykluczenia ciąży, że ominęła do kompromitacja w oczach dzieci i najbliższego otoczenia. Zrezygnował ze skierowania teściowej do szpitala. Oświadczył, że zdaje się na wolę boską i bez operacji będzie co ma być, w końcu przecież przeżyła już 73 lata. Oboje zgodnie wyszli z poradni i nigdy ich więcej nie widziałem.

     

    Stanisław Sierko

    Specjalista  chirurg z 60-letnim  stażem  w  zawodzie. Urodzony w 1932 r. w Ogrodniczkach

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.