Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Pamiętając o przeszłości, tworzymy przyszłość - wywiad z rektorem UMB prof. Marcinem Moniuszko.
  • Ostatnia zmiana 13.10.2025 przez Medyk Białostocki

    Pamiętając o przeszłości, tworzymy przyszłość - wywiad z rektorem UMB prof. Marcinem Moniuszko

    Na receptę dla UMB zapisałbym aktywność, dużo ruchu w dobrym kierunku. Oczywiście potrzebna jest właściwa dieta, czyli karmienie się dobrymi emocjami i marzeniami. Rzekłbym wręcz, że powinna to być dieta wysokomarzeniowa – o sposobie na zachowanie dobrostanu Uczelni mówi jej Rektor prof. Marcin Moniuszko.

    Dorota Sawicka, Wojciech Więcko: W czasie jubileuszu 75-lecia UMB - czuje się Pan bardziej jak absolwent tej Uczelni, czy jednak jej Rektor?

    Prof. Marcin Moniuszko, Rektor UMB: - To się pięknie uzupełnia. To zaszczyt być jednym z ponad 30 tysięcy absolwentów naszej Uczelni, a już zupełnie wyjątkowym zaszczytem jest możliwość reprezentowania swojej macierzystej Uczelni jako rektor. I to w takim dniu. Z niecierpliwością więc czekam na 3 i 4 października, na naszą uroczystą inaugurację, na to odświętne spotkanie ze studentami, obecnymi i byłymi pracownikami i na jubileuszowe spotkanie z naszymi absolwentami z kraju i zagranicy. Na początku roku, 3 lutego, w rocznicę powstania naszej Uczelni, z rozmachem świętowaliśmy rozpoczęcie roku jubileuszu, spotkaliśmy się uroczyście w Auli Magna Pałacu Branickich, słuchaliśmy historii ludzi ją tworzących w pierwszych latach. To naturalne, że z powodu upływu czasu i odchodzenia naocznych świadków powstania Uczelni, w tym momencie naszą szczególną uwagę powinniśmy i chcemy poświęcić właśnie absolwentom z lat 50-tych ubiegłego wieku. Ale przez cały ten rok jubileuszowy, a także przez kolejne miesiące i lata, chcemy przypominać kolejne historie osób znanych i mniej znanych tworzących przez lata naszą Uczelnię i zapraszamy wszystkich do dalszego dzielenia się nimi. Zapraszamy przede wszystkim naocznych świadków historii, ale też ich rodziny, które na tych historiach się wychowały. To nie może dziać się tylko od święta, niech to będzie ciągły proces nie tylko odtwarzania, ale nieustannego dynamicznego budowania gmachu pamięci o losach naszej Uczelni, ale przede wszystkim o jej ludziach. Drzwi naszej Uczelni, ale też łamy naszych mediów będą zawsze otwarte na ludzi, którzy swoje losy związali z naszą Alma Mater. To też niesłychanie budujące chwile, kiedy widzi się, ilu ludzi okazuje swój sentyment, ogromne  poczucie więzi ze swoją Uczelnią. To daje wiele energii, wiele pozytywnych emocji. Przypominamy zarówno sobie, jak i nowym pokoleniom rozpoczynającym przygodę ze studiami w UMB, że nie jesteśmy tu od wczoraj, że mamy czasem trudną, ale piękną historię 75 lat tworzenia medycyny w tym zakątku świata. I pamiętając o tak mocnych fundamentach, wiemy, że możemy dalej osiągnąć jeszcze więcej. Pamiętając o przeszłości, budujmy piękną przyszłość.

     

    EMOCJE

    Kiedy Pan pierwszy raz pomyślał o Akademii Medycznej w Białymstoku?

    - To było moje wielkie marzenie - studia medyczne w naszej Akademii. Choć zawsze fascynowała mnie historia, literatura i muzyka, to od dziecka interesowałem się też tematyką zdrowia i choroby, stąd też o studiowaniu medycyny myślałem od samego początku. I byłem potem przeszczęśliwy po bardzo dobrze zdanych egzaminach, bo dzięki temu mogła się oficjalnie zacząć moja przygoda z medycyną.

    A jak wtedy jawiła się Panu ta Akademia? Czy to był obraz Pałacu Branickich, czy może chodziło po prostu o medycynę, bez konkretnego miejsca studiów?

    - Wszystko to razem, a mówiąc w skrócie – magia miejsca. Zawsze było to dla mnie oczywiste -  tylko Białystok, tylko AMB. Nawet do głowy mi nie przychodziło, żeby szukać szczęścia gdzie indziej, nie miałem żadnych dylematów. Choć bardzo lubię poznawać inne strony świata, to w tej kwestii byłem i jestem lokalnym patriotą. Poza tym, to też pragmatyczny wybór, świadomość, że tu, tak kiedyś, jak i teraz, można zdobyć wiedzę na najwyższym poziomie. A jednocześnie już na początku studiów zrodziło się kolejne marzenie – by móc pracować z pacjentami w szpitalu klinicznym należącym do Akademii Medycznej.

    A Uczelnia, czy nie jawiła się jako coś niedostępnego, jak góra nie do zdobycia?

    - Tak, jako miejsce trudnej do zdobycia pracy, bo były to czasy, kiedy mówiąc bardzo oględnie, praca w jednostkach związanych z Akademią Medyczną czy w szpitalach klinicznych była dostępna dla nielicznych wybrańców. Zupełnie inaczej niż dzisiaj, kiedy na szczęście młodzi ludzie mają różne możliwości wyboru, mogą  skorzystać z etatu asystenckiego, rozbudowanego systemu rezydentur, szkoły doktorskiej lub jeszcze innych rozwiązań.  

    A ja już na pierwszym roku zapadłem na bardzo niebezpieczną dla serca i umysłu chorobę, która objawiała się marzeniami o przyszłym zatrudnieniu na tej Uczelni. Marzyłem o jednostce klinicznej, bo od najmłodszych lat widziałem się przy łóżku chorego. Obserwując uważnie losy starszych kolegów, widziałem jednak, że niestety tylko nieliczni dostawali szansę pozostania tutaj. Dlatego chciałem dać z siebie wszystko, by takie prawdopodobieństwo zwiększyć. W trakcie studiów byłem bardzo  zaangażowany w działalność naukową i organizacyjną. Miałem wysoką średnią, czerwony dyplom dla wyróżniających się studentów, nagrody, tytuły, stypendia… i to wciąż było za mało, by znaleźć pracę w jednostce klinicznej Akademii Medycznej. Tak więc w tym przypadku pierwsza miłość okazała się nieodwzajemniona. „Efektem ubocznym” mojego zaangażowania było nawiązanie wielu kontaktów z naukowcami z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Dostałem propozycję pracy w USA (prestiżowy Narodowy Instytut Raka, Bethesda – red.). Spędziłem tam przecudowne kilka lat na czysto badawczej pracy, niezwykle fascynującej, z naukowcami najwyższego światowego formatu, legendami światowej immunologii i wirusologii. To był czas, który ukształtował mój badawczy charakter. Zrozumiałem, że w medycynie, w badaniach, liczy się pasja, pokora, chęć pracy, że nie wolno mieć kompleksów. Jednak, kiedy tylko pojawił się cień szansy na pracę na stanowisku związanym z działalnością kliniczną w Białymstoku, zostawiłem to wszystko i wróciłem. Ta moja młodzieńcza tęsknota za Akademią Medyczną w Białymstoku zwyciężyła i dołączyłem do zespołu Kliniki Alergologii i Chorób Wewnętrznych.

    Tak, ten mój sentyment do tego miejsca, do Uczelni, jest ogromny. To on sprawił, że kiedy za czasów Rektora prof. Jacka Niklińskiego byłem zaproszony do współpracy przez ówczesnego Prorektora ds. Nauki prof. Adama Krętowskiego na rzecz całego Uniwersytetu, bez wahania zgodziłem się, choć nie wiązało się to wtedy jeszcze z żadnymi funkcjami i stanowiskami. Tak, odbierałem możliwość nawet takiej nieformalnej pracy dla Uczelni jako wielki zaszczyt. Potem otrzymałem zaproszenie Rektora Adama Krętowskiego do wzięcia formalnej odpowiedzialności za konkretne już działania związane z obszarami nauki i badań - już jako prorektor. Z czasem ten zakres zadań, obowiązków, wyzwań i planów rósł jeszcze bardziej. Marzenia osobiste coraz bardziej zaczęły ustępować miejsca tym związanym z Uczelnią. I choć żal było rezygnować z wielu osobistych aktywności i planów, to jednak warto. Bo wszystko co tu robimy, pośrednio czy bezpośrednio, służy pacjentom tego miasta, Podlasia i nie tylko. Poczucie tych zobowiązań jest ogromne.

    Gdyby miał Pan okazję wziąć udział w jakimś wydarzeniu w tej Uczelni w ciągu ostatnich 75 lat, spotkać jakąś osobę z tej Uczelni - gdzie, kogo, o co by Pan zapytał?

    - Hmm…  nigdy nie stawiałem sobie takiego pytania. Myślę sobie jednak, że chciałbym się spotkać z prof. Jakubem Chlebowskim (trzeci rektor AMB, jeden z założycieli Uczelni, wybitny lekarz internista – red.). Osobą, która zostawiła swoje serce tej Uczelni, a później została bardzo skrzywdzona przez system (w czasie tzw. wydarzeń marcowych w 1968 roku, z racji żydowskiego pochodzenia prof. Chlebowski został zmuszony do opuszczenia AMB i wyjazdu z kraju. Chwilę po przeprowadzce do Izraela, zginał w wypadku samochodowym – red.). Rektor Chlebowski dał z siebie wszystko, a i tak spotkał się z głęboką niewdzięcznością. Jest więc dla mnie kimś, kto symbolizuje i w swoisty sposób reprezentuje tych ludzi naszej Alma Mater, którzy wiele jej poświęcili, oddali jej serce - a później nie tylko nie spotkali się z wdzięcznością, ale wręcz zostali zniszczeni przez otoczenie. Chciałbym po prostu porozmawiać z tymi, których i nasza Uczelnia mogła w ten czy inny sposób skrzywdzić.

     

    ZMIANY SĄ PEWNE

    Przechodząc do czasów współczesnych, w jakim miejscu jest dziś UMB? Oprócz tego, że na Podlasiu, że w szczególnym miejscu geopolitycznym.

    - Jedyne, co będzie pewne w określaniu miejsca naszej Uczelni, to jest to, że będzie się ono ciągle musiało zmieniać. Przy czym chciałbym, żeby Uniwersytet Medyczny w Białymstoku dalej sam kreował te zmiany. Niech naszym znakiem firmowym pozostanie kreowanie nowych obszarów badawczych, nowych kierunków rozwoju, wyprzedzanie innych, wykorzystywanie szans, które jeszcze nawet do końca nie są widoczne dla wszystkich. A jednocześnie musimy być gotowi reagować na bieżące wyzwania.

    Kwestia naszego położenia ma swoje znaczenie. Nie powinniśmy traktować jej jednak jako problemu, ale raczej jako wyzwanie, a nawet szansę. Podobnie jak inne kraje na świecie, które niezależnie od swojego miejsca na mapie i związanymi z tym trudnościami, potrafią być niesłychanie innowacyjne i rozwinięte technologicznie.

    Zawsze w rozmowach o tym, gdzie jesteśmy - my jako Uczelnia, staram się przypominać szczególnie osobom z zewnątrz, że nie odpowiadamy tylko za studentów i badania naukowe, ale przede wszystkim za pacjentów. Za setki tysięcy chorych, którzy są pod opieką naszych szpitali klinicznych i naszych poradni specjalistycznych. Byliśmy przekonani, że powie Pan: jako UMB jesteśmy „na fali”, jesteśmy czołowym uniwersytetem medycznym w rankingach, w globalnych zestawieniach… A Pan mówi, że przed nami kolejne wyzwania?

    - Tak. Trzeba się cieszyć każdym sukcesem, każdym dobrym miejscem w rankingu. Jestem bardzo dumny z każdego nowego podsumowania, które potwierdza nasze wysokie miejsce na mapie nie tylko kraju, ale także w Europie. To jest niesamowite. Jednak konsumpcja tej radości powinna odbywać się we względnym pośpiechu, bo jednocześnie trzeba cały czas stawiać sobie nowe wyzwania. Nie możemy się zatrzymywać. Świat pędzi, a na dodatek jest bardzo nieprzewidywalny w kierunkach swoich zmian. Choć pewne zmiany są nieuchronne – na przykład niedługo zmierzymy się dotkliwie z problemami demograficznymi. Po pierwsze dotkną nasze jednostki kliniczne, które już teraz zajmują się bardzo dużą liczbą starszych pacjentów. Po drugie - wpłyną na przemodelowanie ogólnej strategii działania Uniwersytetu jako uczelni kształcącej studentów, bo będziemy musieli mierzyć się ze zdecydowanie mniejszą liczbą kandydatów na studia już w niedalekiej w przyszłości. Do tego zwiększy się konkurencja ze strony innych uczelni. To wymaga od nas zupełnie innych przygotowań. Znowu, nie bójmy się tego, tylko potraktujmy to jako wyzwanie i szansę. Pokażmy, że nasza oferta dla tej grupy absolwentów szkół średnich może być bardzo atrakcyjna, a nasza liczba studentów wcale nie musi się zmniejszyć.

    Notoryczny optymista?

    - Wierzę i wiem, że dzięki pasji, determinacji, otwartości na ludzi i gotowości do współpracy można osiągnąć bardzo wiele. Mam nadzieję, że już za chwilę zacznie spełniać się największe marzenie inwestycyjno-projektowe, o którym mówiłem naszej społeczności jeszcze jako kandydat na rektora. Mowa o „nowych Dojlidach”, o wielkoskalowej rozbudowie naszej bazy szpitalnej na Dojlidach obejmującej między innymi powstanie kompleksu Uniwersyteckiego Centrum Onkologii Spersonalizowanej oraz o rozbudowanej sieci nowych oddziałów internistycznych, neurologicznych, rehabilitacyjnych, pielęgnacyjno-opiekuńczych. To będzie przełom dla pacjentów naszego regionu, to będzie też ogromna szansa dla naszego Uniwersytetu. Mówimy tu docelowo o stworzeniu ośrodka szpitalnego porównywalnego wielkością z tym przy ulicy Skłodowskiej-Curie. To ma być odpowiedź na wyzwania i potrzeby zdrowotne naszego miasta i regionu. Ta wizja to jest jedna z moich największych radości, ale też osobistych zobowiązań. One są ucieleśnieniem też tego, czym jest Uniwersytet dla miasta i regionu. Stworzymy coś, co w bezpośredni sposób będzie odczuwalne przez dziesiątki tysięcy mieszkańców, przez ludzi, którzy potrzebują pomocy.

    Obecnie jesteśmy też w trakcie realizacji inwestycji dydaktycznych finansowanych w ramach Krajowego Planu Odbudowy, które stanowią  skok jakościowy jeżeli chodzi o kształcenie studentów. Budujemy między innymi nowe Centrum Pielęgniarstwa na Dojlidach i kompleks dydaktyczno-egzaminacyjny, tzw.  „Abecadło” (na zapleczu szpitala USK – red.). Przygotowanie się do tych inwestycji wiązało się z szeregiem formalnych i organizacyjnych wyzwań, ale było warto – w kolejnym roku akademickim będą już z nich w pełni korzystać nasi studenci.

     

    PRYZMAT POKOLENIOWY

    Czego student Marcin Moniuszko z przeszłości zazdrości współczesnym studentom?

    - Na pewno kiedyś było inaczej, skromniejsza była infrastruktura dydaktyczna, naukowa, kliniczna. Aczkolwiek zawsze będę mówił, że jak ktoś bardzo chce, to nawet przy różnego rodzaju brakach i deficytach, jest w stanie sobie poradzić.

    W minionych latach ocena wiedzy studenta w dużej mierze podlegała mniej lub bardziej uznaniowej ocenie poszczególnych egzaminatorów. Teraz jesteśmy w czasach pewnej  standaryzacji wielu egzaminów (m.in. OSCE – red.). Pewnie nie wszystkim to pasuje, za to daje szansę, by nasi absolwenci z różnych kierunków medycznych, gdzie ta standaryzacja wchodzi, posiedli odpowiedni bagaż wiedzy.

    Wydawać by się mogło, że dziś studenci mają łatwiej. Mają dużo rzeczy na wyciągnięcie ręki, wiele rzeczy mogą odnaleźć w przestrzeni wirtualnej. To wcale jednak nie oznacza, że w kulturze przesytu informacji, musi rosnąć potrzeba konsumpcji tych treści. Więc fakt, że młodzi ludzie mają dziś więcej możliwości nie oznacza, że faktycznie mają łatwiej. Łatwo w tym nadmiarze się zgubić i dużo silnej woli i krytycyzmu wymaga odpowiednie korzystanie choćby ze zdobyczy cyfrowej rewolucji.

     

    PRZYSZŁOŚĆ

    Pytanie o przyszłość. Trzy decyzje albo trzy inwestycje, które w perspektywie dziesięciu lat wpłyną na pozycję UMB?

    - Najbliższe lata upłyną pod znakiem realizacji ogromnej inwestycji szpitalnej w Dojlidach, która pod względem finansowym jest największą w historii naszej Uczelni. Dzięki niej po raz pierwszy stworzymy instytucjonalną kompleksową onkologię uniwersytecką na Podlasiu. To otwarcie nowego etapu dla pacjentów, studentów, medyków różnych specjalności, naukowców. Spersonalizowana diagnostyka i terapia onkologiczna, nowe możliwości zabiegowe, radioterapia. Tak, to ogromne wyzwanie, ale i szansa dla nas, dla całego regionu, przede wszystkim pacjentów. To też konieczność, bo każdego roku w samym szpitalu klinicznym mamy około 20 tysięcy hospitalizacji związanych z chorobami nowotworowymi. W ramach tej inwestycji z jeszcze większym rozmachem przystąpimy do rozbudowy szpitala w Dojlidach o tak potrzebne nowe oddziały internistyczne, neurologiczne, geriatryczne, rehabilitacyjne, pielęgnacyjno-opiekuńcze. To także konieczność, by we właściwy sposób odpowiedzieć na narastający kryzys demograficzny, ale także, by być jeszcze bardziej przygotowanym na ewentualne kryzysy epidemiologiczne czy transgraniczne.

    Chciałbym też, żebyśmy jeszcze bardziej rozwinęli obszar medycyny transplantacyjnej w UMB i do przeszczepów nerek dodali w najbliższym czasie przeszczepy szpiku, a potem przeszczep serca, wątroby, skóry.

    Wszystko, co robimy dla pacjentów, powinniśmy robić razem ze studentami. W trosce o jakość kształcenia, realizujemy obecnie bardzo duże inwestycje dydaktyczne i w ramach środków z KPO w wysokości 190 mln PLN budujemy między innymi dwa wspomniane wcześniej obiekty. Powstaje też trzeci budynek – z funduszy Uczelni – Centrum Medycyny Przedklinicznej (obok Collegium Universum). Dzięki tym projektom będziemy mogli na jeszcze większą skalę wykorzystywać najnowsze technologie cyfrowe w procesie kształcenia studentów.

    Chcemy także kontynuować nasze ambitne projekty, które umożliwią wykorzystanie najnowszych technologii badawczych: badań genomicznych, metabolomicznych, proteomicznych, radiomicznych; tworzenie, także dzięki naszym badaniom populacyjnym, nowych metod medycyny spersonalizowanej, rozwoju działań z pogranicza medycyny i bioinformatyki (niedługo zacznie działać nowo zbudowane Centrum Bioinformatyki i Analizy Danych). Chcemy jeszcze lepiej wykorzystać to, co już teraz robimy dobrze, czyli analizę wielkich zbiorów danych. Tu ciągle czekamy na sformalizowanie w tej sprawie warstwy formalno-prawnej w Polsce. Liczę, że w końcu będziemy mogli tych dobrych rzeczy zrobić jeszcze więcej.

    Mam też nieustannie wielkie marzenie o tworzeniu na dużą skalę w UMB nowoczesnej żywności funkcjonalnej. Nasz region ma wyjątkową szansę połączyć swoje dwa wielkie atuty: możliwości badawcze naszej Uczelni z możliwościami podlaskiej gospodarki, podlaskiego przemysłu rolno-spożywczego. Stwórzmy razem produkty, które są sprawdzone medycznie, które wiemy jak wpływają na organizm człowieka. Nie mamy na Podlasiu fabryki leków, no to zróbmy fabrykę produktów najlepiej w świecie przebadanej żywności funkcjonalnej. Temu między innymi będzie służyć Centrum Medycyny Nowej Generacji, na którego tworzenie otrzymaliśmy środki europejskie za pośrednictwem samorządu województwa. Temu służy nasz udział w pracach Doliny Rolniczej. To nie tylko szansa dla społeczeństwa, dla nauki, to także szansa wejścia gospodarki regionu na zupełnie inny, innowacyjny poziom i oparcia jej o wysokiej jakości produkty żywnościowe o świetnie przebadanych efektach klinicznych, które dzięki temu odróżnią się od tysięcy innych produktów pozbawionych takich badań. I takie podejście trzeba odważnie promować w Europie i świecie.

     

    BILANS 75-LATKA

    A co zapisałby Pan na recepcie dla UMB, żeby zachować młodość i mądrze dojrzewać?

    - Aktywność, dużo ruchu w dobrym kierunku, najlepiej do przodu. Oczywiście potrzebna jest właściwa dieta, czyli karmienie się dobrymi emocjami, relacjami i marzeniami. Rzekłbym wręcz, że powinna to być dieta wysokomarzeniowa, ale dobrze skomponowana z wyzwaniami codzienności, dostrzeganiem istniejących barier. Na tej recepcie obowiązkowe powinno być też ciągłe przypominanie sobie, że przecież wszystko, co robimy na naszym Uniwersytecie, służy temu, by jak najlepiej przysłużyć się pacjentom i pomóc budować jak najzdrowsze społeczeństwo.

    A Rektor Moniuszko ma swoje ulubione miejsce na campusie UMB? Takie do którego chodzi, kiedy ma chwilę między spotkaniami i akurat telefon nie dzwoni?

    - Tak, nasza Uczelnia to nie tylko wspaniała społeczność akademicka, ale też niezwykłe miejsce na mapie Białegostoku. Prawdziwe bijące serce miasta i regionu. Uwielbiam cały nasz niesamowity kampus, kompleks budynków dydaktycznych i szpitalnych, który dzięki swojej urodzie, ale i zwartej zabudowie jest według mnie najlepszy w Polsce, a może i w tej części Europy. Jestem też oczywiście zakochany w naszym, tak licznie odwiedzanym przez turystów, pałacu - w jego historii, architekturze, tych detalach, refleksach światła, które w różnym stopniu, w różnych porach dnia, nocy, roku, wydobywają z niego ciągle nowe piękno. Wielu z nas przyzwyczaiło się do widoku Pałacu i trochę zapomina, jakie to wyjątkowe miejsce. Tak się składa, że przy wszystkich swoich rozlicznych wadach, mam też w sobie bardzo dużą potrzebę odkrywania nowych rzeczy, także w miejscach, które dobrze znam. Tak samo staram się też działać w medycynie, kiedy na stare problemy próbuję spojrzeć z innej perspektywy. Lubię też odkrywać nowe rzeczy w ludziach, nawet w tych dobrze mi znanych. I może dlatego lubię też odkrywać coraz to nowe oblicza naszego Pałacu. Ostatnio byłem w tej okolicy bardzo późnym wieczorem. Fontanny już odpoczywały, tafla wody w sadzawkach przed Pałacem uspokoiła się i okazało się, że w tej wzburzonej za dnia wodzie, w nocy rozpoczyna się cudowny spektakl zwierciadeł, które w przepiękny sposób odbijają iluminację naszego pałacu, bramy wjazdowej, katedry. A takich artystycznych niespodzianek nasz Pałac ma jeszcze naprawdę wiele.  

    Czy Marcin Moniuszko myśli sobie czasami, co by było, gdyby nie został rektorem, lekarzem, naukowcem? Gdyby mógł jeszcze raz wybrać swoją ścieżkę jako licealista?

    - Bez wątpienia ponownie wybrałbym studia na naszej Uczelni.

     

    Rozmawiali: Dorota Sawicka i Wojciech Więcko

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.