Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Rok z koronawirusem. Czy wreszcie damy mu radę? .
  • Ostatnia zmiana 20.05.2021 przez Medyk Białostocki

    Rok z koronawirusem. Czy wreszcie damy mu radę?

    Jeden wirus w kilka miesięcy sparaliżował cały świat. Wiele miejsc jeszcze trzyma w szachu. Co o nim wiemy, czy damy mu radę, czy wrócimy do normalności i jakiej? – o to pytamy naszych uczelnianych ekspertów z zakresu epidemiologii prof. Joannę Zajkowską i prof. Roberta Flisiaka. 

    Katarzyna Malinowska-Olczyk: Co wiemy po roku życia z koronawirusem? Pozbędziemy się go wreszcie, tak żeby dało się w miarę normalnie funkcjonować? Czy realny jest powrót do świata sprzed pandemii?

    Prof. Joanna Zajkowska, Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji UMB: - Ten rok to ogromny wysiłek naukowców z całego świata, który w efekcie pozwolił na identyfikację wirusa dzięki sekwencjonowaniu, tropienie jego pojawiających się kuzynów, stworzenie szczepionki, jak i rozpoczęcie globalnego programu szczepień. Pozbyć się wirusa pewnie nie pozbędziemy, ale więcej wiemy, jak się przed nim bronić, a powrót do funkcjonowania sprzed pandemii staje się realny, przynajmniej tu w Europie. Jednak świat już nie jest i nie będzie taki sam. Na pewno jesteśmy bogatsi w doświadczenia, te medyczne i te osobiste. Każdy z nas ma swoje refleksje.

    Początkowy lęk przed zachorowaniem, reorganizacja pracy służby zdrowia. Praktyczne zdobywanie doświadczenia w leczeniu, prowadzeniu chorych współpracy z kolegami w czasie epidemii były sprawdzeniem nas, jak pisała Szymborska: „Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Wielu z nas doświadczyło choroby własnej, bliskich, ich odejścia.

    Prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UMB: - Koronawirusy są znane od lat 60., a były chorobotwórcze dla człowieka zapewne znacznie dłużej. Oczywiście te groźne, czyli odpowiedzialne za SARS, MERS i COVID-19 pojawiły się dopiero w XXI wieku. Z tej trójki dwa pierwsze nie miały takich zdolności ekspansji, jak SARS-CoV-2, który przez to, że może być rozsiewany przez osoby bezobjawowe, albo w okresie poprzedzającym wystąpienie objawów, prawdopodobnie będzie w stanie nadal utrzymywać się w środowisku. Z czasem gdy większość populacji światowej nabierze odporności w sposób naturalny lub przez zaszczepienie, zachorowania będą coraz rzadsze i będą miały łagodniejszy przebieg. Będziemy żyli i funkcjonowali w środowisku, w którym nadal będzie SARS-CoV-2, podobnie jak wiele innych wirusów odpowiedzialnych za sezonowe zakażenia układu oddechowego. Oswoimy go, a on oswoi nas, ale nie można wykluczyć, że zrobi nam w przyszłości jakiegoś psikusa. Czy wrócimy do świata przed pandemią? Oczywiście że nie wrócimy, bo świat się zmienia niezależnie od pandemii, a człowiek przetrwał tysiąclecia właśnie dlatego, że potrafił dostosować się do zmieniającego się świata. Pandemia spowodowała przemianę tego świata zapewne w innym kierunku niż gdyby jej nie było. Przez ten rok przyspieszył rozwój technik informatycznych, nabrały tempa badania biotechnologiczne, wypracowaliśmy metody ograniczania ryzyka zakażeń, zobaczyliśmy, gdzie i jak trzeba inwestować w systemy opieki zdrowotnej. Tak, jak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, tak my nie wrócimy do tego samego świata, bo już go nie ma i nie będzie. Jest nowy. Czy gorszy? Tego nie wiemy, bo nigdy się nie dowiemy jaki byłby bez pandemii.

    Czy świat nauki stanął na wysokości zadania w walce z koronawirusem? Czy pierwsze szczepionki po roku od wybuchu pandemii to szybko, czy wolno? Kiedy uzyskamy skuteczny lek na koronawirusa?

    Prof. Robert Flisiak: - Świat nauki zdecydowanie stanął na wysokości zadania i nie chodzi tylko o szczepionki. W ciągu kilku tygodni opracowano metody pozwalające wykrywać materiał genetyczny wirusa, a na dodatek technologia ta nie dość że stała się powszechna, to pozwalała na uzyskanie wyniku w coraz krótszym czasie. Można powiedzieć, że PCR trafił pod strzechy. Ale potrzeba była matką wynalazków i szybkie testy antygenowe stały się w krótkim czasie standardem wstępnego postępowania diagnostycznego. Szczepionki tak naprawdę były już gotowe po 1-2 miesiącach trwania pandemii, bo technologie ich wytwarzania zostały opracowane znacznie wcześniej. Te kolejne miesiące musiały być poświęcone na przeprowadzenie badań klinicznych. Czy to szybko czy wolno? Wszystko wskazuje na to, że po prostu w sam raz. Gdyby pojawiły się wcześniej, to w wielu krajach takich jak Polska, uznano by je za zbędne. Gdyby później, to nie ocaliłyby tak wielu istnień ludzkich. Gorzej było z możliwościami leczenia, bo chociaż udało nam się zoptymalizować zasady postępowania, to skuteczność terapii nie jest satysfakcjonująca. Ze względu na specyfikę tego zakażenia niestety nie spodziewam się wraz z nowymi, badanymi aktualnie lekami, rewelacji w leczeniu ostrej fazy zakażenia. Leki przeciwwirusowe z oczywistych względów są skuteczne, gdy stosuje się je w fazie najwyższej aktywności replikacyjnej wirusa, a ta w przypadku COVID-19 przypada na 1-2 dni przed wystąpieniem objawów. W jaki więc sposób możemy leczyć osobę, która jeszcze nie ujawniła się klinicznie jako chora? W związku z tym nawet lek o bardzo silnym działaniu przeciwwirusowym, jeśli zostanie opracowany, znajdzie zastosowanie co najwyżej w profilaktyce zakażenia osób po kontakcie z osobą zakażoną. Jego zastosowanie po wystąpieniu objawów będzie przysłowiową musztardą po obiedzie, bo ogólnoustrojowe zjawiska zapalne i zakrzepowo-zatorowe zostaną już zainicjowane.

    Prof. Joanna Zajkowska: - Świat nauki tak, bezpłatna wymiana kluczowych informacji, dostęp do najnowszych artykułów, dzielenie się doświadczeniem, rekomendacjami. Jednak w wielu krajach zadajemy sobie pytanie, „co poszło nie tak”? Dlaczego było tyle zgonów, jak mogliśmy sobie pozwolić na brak kontroli nad epidemią?

    Prace nad szczepionką i globalny program szczepień to sukces. Jednak brak dostępu do szczepień i przyspieszenie epidemii, które teraz obserwujemy w Indiach, to porażka.

    Prace nad lekiem to oczywiście efekt przyspieszenia działań w wielu dziedzinach naukowych i już taki lek jest w badaniach klinicznych. Tylko to nie lek, mimo że tak wyczekiwany, pomoże w wygaszeniu pandemii. W tym względzie możemy liczyć tylko na szczepienia.

    Czy jesteśmy w stanie w sensie naukowym wytłumaczyć, co się stało? Dlaczego ten wirus sparaliżował świat tak szybko i na tak długo? Skąd biorą się aż takie dysproporcje w przechodzeniu choroby pomiędzy np. krajami azjatyckimi (Wietnam, Tajlandia - stosunkowo niska liczba zakażonych i bardzo mała liczba ofiar), a Europą czy USA (duży poziom zakażeń i ofiar)?

    Prof. Joanna Zajkowska: - Badania nad przebiegiem epidemii będą trwały jeszcze długo. Tu wiele jest czynników. Zmiana charakteru wirusa, dyscyplina i wymuszanie pewnych zachowań w krajach azjatyckich, styl życia. Zbyt wczesne założenie, że epidemia wygasa i wiele innych. Były różne rozwiązania, model szwedzki, testowanie w Czechach, szczepienia w Izraelu, z wszystkiego powinniśmy wyciągać wnioski.

    Prof. Robert Flisiak: - Sprawa jest dla mnie oczywista. Nie mieliśmy dotychczas do czynienia z wirusem, który swą największą aktywność replikacyjną, a przez to również zakaźność wykazywał przed wystąpieniem objawów klinicznych. Dla porównania wirus SARS nabierał aktywności dopiero po kilku dniach trwania choroby. To właśnie w tym należy upatrywać niemożności zrealizowania klasycznego i najbardziej skutecznego postępowania podczas epidemii, czyli identyfikacji zakażonych osób, a następnie ich izolacji. Oczywiście było to możliwe w krajach, w których złamanie prawa człowieka do wolności, nie stanowiło problemu. Tam wystarczyło otoczyć miasto kordonem wojska, tak jak w Wuhan, i czekać aż ognisko epidemiczne samo wygaśnie. Alternatywą była typowa dla krajów azjatyckich (Korea Południowa, Wietnam) wysoka dyscyplina społeczna i podporządkowanie się ostrym ograniczeniom z jednoczesnym masowym testowaniem i izolowaniem zidentyfikowanych osób. O ile wiosną 2020 w Polsce udało się wcześnie wprowadzić „zamknięcie”, a obrazy z Wuhan i Lombardii wymusiły dyscyplinę społeczną, to wiara w nadzwyczajne cechy populacji środkowo-europejskiej wraz z okołowyborczymi ogłoszeniami końca pandemii uśpiły naszą czujność. A potem dzieci poszły do szkoły...

    Czy pandemia czegoś nas nauczy? Czy można przeciwdziałać takim zjawiskom, czy możemy się już zawczasu bronić (ewentualnie jak)? Czy należy się spodziewać kolejnej pandemii (ewentualnie jakiej)?

    Prof. Robert Flisiak: - Epidemie nawiedzają ludzkość od początku jej istnienia. Jeżeli sięgniemy pamięcią tylko w ostatnie 50 lat to możemy wymienić kilka, które przeraziły ludzkość: AIDS, SARS, Ebola, Zika, odmiany grypy... Jakoś sobie z nimi poradziliśmy. COVID-19 też pomału ogarniamy, ale pokazał nam, jakie są konsekwencje zaniedbań w opiece zdrowotnie - to nadmiarowe zgony, które obserwujemy już teraz, oraz skutki opóźnionej diagnostyki i leczenia, które będziemy widzieli przez kolejne lata. Polski system opieki zdrowotnej zdołał przestawić się na walkę z COVID-19, jakoś poradził sobie z nim, ale tylko z nim. Zabrakło rezerwy na pozostałe choroby i pacjentów. Dlatego pandemia powinna przede wszystkim nauczyć rządzących, że nie można nakłady na ochronę zdrowia ustalać na poziomie minimalnym, gwarantującym tylko przetrwanie systemu. Pandemia dowiodła, do czego prowadzą dziesięciolecia niedofinansowania i pomysły ciągłego uszczelniania systemu jako praktycznie jedynego sposu reformowania. W efekcie Polska stała się w Unii Europejskiej krajem o najniższych nakładach na opiekę zdrowotną i najmniejszej liczbie lekarzy i pielęgniarek w przeliczeniu na liczbę mieszkańców czy PKB. Tak więc na pytanie, czy możemy się bronić przed kolejnymi pandemiami odpowiadam, że jak najbardziej, ale pierwszym krokiem musi być natychmiastowe podwojenie nakładów na opiekę zdrowotną. Nie dojście w ciągu kilku lat do 7 proc., tylko podwojenie, czyli jeszcze w tym, a najdalej po roku osiągnięcie 12 proc. PKB. Wiem, że politykom wydaje się to niemożliwe, ale jeśli tego nie zrobią, to system rozsypie się w ciągu najbliższych kilku lat. Skoro ograniczało się wydatki przez całe dziesięciolecia, to teraz trzeba to nadrabiać w zdwojonym tempie. To, co jeszcze trzeba natychmiast zrobić, to wyłączyć medyczne szkolnictwo wyższe z rujnujących je mechanizmów reformy 2.0, bo w przeciwnym wypadku niedługo nie będzie miał kto kształcić kadr medycznych.

    Prof. Joanna Zajkowska: - To bardzo dobre pytanie. Zmieniamy środowisko wokół nas, żyjemy w coraz mniejszej zgodzie z naturą, w warunkach, które sami sobie tworzymy. Aglomeracje miejskie, bliski kontakt z ludźmi, styl życia - przebywanie długie godziny w zamkniętych pomieszczeniach z klimatyzacją, komputerami, nadużywanie antybiotyków, masowa produkcja żywności. Niebezpieczeństwa kryją się z wielu stron. Jako specjalista chorób zakaźnych oczywiście obawiam się tych drzemiących patogenów jeszcze w przyrodzie, na kontakt z którymi możemy być nieprzygotowani, jak gorączki krwotoczne, choroby przenoszone przez komary, nowe warianty grypy, ale i tych generowanych przez nas, bakterii, z którymi mamy kontakt na co dzień, a które nabywają odporności na antybiotyki.

    Czy jesteśmy skazani na czwartą/piątą falę pandemii? Czy będzie ona groźniejsza dla nas, a może łagodniejsza (np. dzięki szczepieniom)?

    Prof. Joanna Zajkowska: - Pewnie jesteśmy skazani na jeszcze wzrosty zakażeń. Ten tzw. ogon epidemii może być długi i pofalowany. Trzeba też pamiętać, ze ta epidemia już nas kilkakrotnie zaskoczyła. To co teraz obserwujemy w tej chwili w Indiach budzi ogromny niepokój.

    Niepokój budzi też nasza kondycja zdrowotna w porównaniu do innych krajów europejskich. Jest taki wskaźnik, który nazywa się przewidywany wskaźnik długości życia w zdrowiu (z zachowaniem dotychczasowej aktywności) i nie wypadamy najlepiej. Covid okazał się być zabójczy dla ludzi z wieloma chorobami, nadwagą, cukrzycą, chorobami krążenia.

    Dbanie o zdrowie, dietę, zdrowy styl życia, to też wyzwanie, aby zmieniać nawyki. A mam nadzieję, że chociaż nastawienie do szczepień zmieni się w najbliższych latach, a oczekiwane 70 proc. odporności populacyjnej jest w zasięgu naszych możliwości.

    Prof. Robert Flisiak: - Przede wszystkim to w Polsce mieliśmy jak dotychczas dwie fale COVID-19, jesienną i wiosenną. Natomiast to, czego doświadczaliśmy rok temu, trudno nazwać falą epidemiczną z perspektywy późniejszych doświadczeń. Ona została wygaszona wcześnie wdrożonym, nadmiernym, ale skutecznym lockdownem wspartym wówczas dyscypliną społeczną. Co czeka nas w najbliższych miesiącach? Wiele wskazuje na to, że wakacje będą podobnie jak w ubiegłym roku z łagodnymi ograniczeniami dotyczącymi zwłaszcza podróży międzynarodowych. A to, czy wraz z początkiem roku szkolnego przyjdzie fala jesienna, będzie zależało praktycznie od dwóch czynników, zmienności wirusa i uodpornienia populacji. Jeśli w ciągu lata szczepienia będą kontynuowane z taką samą intensywnością, może nawet także wśród dzieci, to SARS-CoV-2, nawet jeśli zmutuje w niekorzystną stronę, to pozostanie pod presją mechanizmów obronnych wytworzonych w organizmach większości populacji. Jeśli tak się stanie, to nawet jeśli ten wirus zostanie z nami, będzie powodował łagodniejszy przebieg choroby i z czasem będzie jednym z tych wielu odpowiedzialnych za sezonowe infekcje dróg oddechowych. Ale żeby osłabł, musimy dokończyć szczepienia zanim dzieci wrócą do szkoły.

    Opracowała Katarzyna Malinowska-Olczyk, bdc

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.