Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Transpacjenci we Lwowie.
  • Ostatnia zmiana 04.05.2023 przez Medyk Białostocki

    Transpacjenci we Lwowie

    W Zakładzie Zintegrowanej Opieki Medycznej (WNoZ) powstaje „Transpomocnik”, czyli poradnik o tym, jak wspierać czy zajmować się osobami transpłciowymi. Za projektem stoi dr Andrzej Guzowski i Fundacja Akceptacja. Lada moment opracowanie będzie gotowe.

     

    W końcu marca dr Guzowski, razem z ekipą z Fundacji Akceptacja, wybrał się do Lwowa, by porozmawiać z osobami transpłciowymi. Koszty wizyty udało się pokryć dzięki wsparciu Funduszy Americares. Powstanie „transporadnika” wspierane jest z Funduszy Norweskich.

    Wojciech Więcko: Dlaczego pojechałeś na Ukrainę rozmawiać z transpacjentami?

    Dr Andrzej Guzowski, Zakład Zintegrowanej Opieki Medycznej: - Chciałem zobaczyć, jak wygląda tam sytuacja takich osób. W Polsce transpacjenci mają swoje problemy, ale w miarę możliwości trochę udaje się już im pomagać. Mogą liczyć na wsparcie różnych organizacji pozarządowych, czy fundacji ich wspierających. Świadomość społeczna na temat tożsamości płciowej, może jeszcze nie raczkuje, ale jest już dostrzegalna. Żeby być dobrze zrozumianym, nadal jest niewystarczająco dobrze, ale już nie jest bardzo źle. A na Ukrainie jest bardzo źle.

    Polskie społeczeństwo bardzo szybko dojrzewa do tematów, które jeszcze pięć lat temu były nie do pomyślenia. Jest to swoisty bunt przeciw totalitarnemu myśleniu, zakleszczeniu się w takim „kokonie bezpieczeństwa”. Kończy się myślenie, że zamknę oczy i to nie będzie mnie dotyczyć. To też efekt tego, że zmieniają się nam autorytety. Jako społeczeństwo jesteśmy bardzo zinformatyzowani, jesteśmy na bardzo wysokim poziomie komunikacji globalnej. Młodzi pokazują, jak te informacje można szybko wymieniać. Ja, choć uważam się jeszcze za „młodego”, już za tym wszystkim nie zawsze nadążam. A co mają powiedzieć starsi? Dla mnie autorytety to były żywe osoby, albo postacie z książek. Teraz dla młodych autorytety kryją się w szybkim modelu komunikacji. Liczy się ilości laików czy wyświetleń. Dla nich normalne jest, że przyprowadzą do domu kolegę/koleżankę, która ma problemy z tożsamością płciową i powiedzą o tym swoim rodzicom. Dopiero wtedy ci starsi widzą w osobie trans żywego człowieka. Odkrywają, że jest taki sam jak oni, że wygląda podobnie, mówi i myśli tak samo i jest zwykłym człowiekiem. Takie małe rzeczy zmieniają nam społeczeństwo.

    A gdzie w tym wszystkim wojna na Ukrainie?

    - Jako pracownik naukowy UMB zostałem zaproszony do realizacji grantu przez Fundację Akceptacja, do stworzenia „Transpomocnika”. Ukraina ma swoje wypracowane standardy działania w tym względzie, które są zupełnie inne niż w Polsce. Pojechałem tam zobaczyć, jak to wygląda. Dodatkowo wojna na Ukrainie spowodowała to, że wszelkie inności są tam teraz odrzucane. Dlatego też chcieliśmy pokazać pacjentom trans z Ukrainy, że wspieramy ich, że nie są sami ze swoimi problemami. Przy okazji tej wizyty zespół Fundacji zrobił tym osobom podstawowe badania krwi, które są potrzebne im do tranzycji. We Lwowie takie badania są szalenie kosztowne. A Fundacja z racji posiadanego grantu mogła ich w tym wesprzeć. Chodziło też o aspekt psychiczny, że ktoś tam z Europy myśli o tych osobach, chce, by czuły one wsparcie, że nie są pozostawione same sobie.

    Jak wyglądała wasza wizyta?

    - Przyjechaliśmy do Lwowa karetką fundacji. Byliśmy tam około godz. godz. 9, wyjechaliśmy po godz. 19. Spotkaliśmy się w tym czasie z 15 osobami z dwóch organizacji. Chcieliśmy się rozeznać w temacie, dowiedzieć się jakie są potrzeby czy oczekiwania z ich strony. Planujemy już kolejne wizyty.

    Jakie różnice są pomiędzy Polską a Ukrainą jeśli chodzi o transpacjentów?

    - Takie osoby są tam wykluczone społecznie. Pierwszy przykład z brzegu: zmiana dokumentów. W Ukrainie takie dokumenty zmienisz łatwiej niż w Polsce. W zasadzie potrzebne są tylko opinie lekarzy i specjalistów. Co nie oznacza, że to coś takim osobom daje ekstra. Przykład: w dokumentach są już dane kobiety, na zdjęciu jeszcze mężczyzna, z wyglądu też jeszcze mężczyzna. Konduktor w autobusie czy pociągu może wystawić ci mandat, bo przecież dla niego jesteś mężczyzną, a nie kobietą. No i co z tego, że masz taki dokument. Nie ma dyskusji. W urzędzie też może być problem. Czasami są to sytuacje robione bardzo złośliwie. U nas już tego nie ma. Jednak w Polsce do zmiany płci w dokumentach potrzebny jest sądowy proces. Tam procedura tranzycji, tak jak w Polsce, jest płatna w 100 proc. Jednak w ukraińskich warunkach są to zawrotne kwoty. Z resztą o czym my mówimy… Tam jest teraz wojna, tam pieniądze przeznacza się na przetrwanie.

    To czemu te osoby zmieniają swoje dokumenty, skoro w sensie formalnym to tylko gest, który na dodatek dodatkowo komplikuj życie?

    - Człowiek dąży do pewnej wolności. Chce być zgodny ze sobą. Jeśli wstaje rano, patrzy w lustro na siebie i nienawidzi swojego ciała, to chociaż w dokumencie chce mieć coś, co akceptuje.

    Jakie perspektywy mają osoby trans w Ukrainie?

    - Wydaje się, że muszą czekać na koniec wojny. Oni musza przeżyć jako państwo i naród. Czas pokoju będzie na załatwianie takich rzeczy. Niestety. Oni teraz mają ważniejsze rzeczy.

    To jak się na co dzień żyje osobom trans?

    - Są społecznie wykluczone. Widać, że są wystraszone i zalęknione. W ogóle nasza wizyta ich zaskoczyła. Byli zdziwieni, że ktoś chce im pomóc i to za darmo. Oni bardzo potrzebują akcentacji. Cieszyli się z naszej obecności.

    Czy informacje pozyskane ze Lwowa, znajdą się w „Transpomocniku”?

    - Na razie jeszcze nie, bo pierwsza wersja „Transpomocnika” jest już praktycznie ukończona. 30 maja chcemy ją zaprezentować u nas na Wydziale, podczas pierwszej konferencji na temat opieki nad osobami trans. Zaprosiliśmy m.in. ks. Arkadiusza Nowaka, z zakonu Kamilianów, który znany jest z angażowania się w działania dla dobra chorych, w szczególności osób zakażonych wirusem HIV. Przed 30 laty takie osoby też były wykluczone przez nasze społeczeństwo, a dziś już się ich nie boimy. Oswoiliśmy te lęki. On nadal zajmuje się osobami wykluczanymi, w tym także osobami trans. Na konferencję zaprosiliśmy też lekarzy i psychoterapeutów z Ukrainy.

    To, co wspólnie wypracujemy na konferencji, zostanie przetłumaczone na język ukraiński, tak by tamci specjaliści dostali narzędzie do „miękkiej komunikacji”, żeby ułatwić im kontakt z pacjentami trans.

    Jak teraz wygląda wyjazd do Lwowa? Jak wygląda tam wojna?

    - Po samym przekroczeniu granicy z Ukrainą, od razu widać wojskowe checkpointy. Są kontrole. We Lwowie są barykady, dużo żołnierzy z bronią i pojazdów wojskowych. W samym mieście nie widać zniszczeń, trochę ich jest gdzieś na obrzeżach. Za to partery budynków obłożone są workami z piaskiem, okna są pozaklejane taśmami na krzyż, albo w całości pozasłaniane płytami OSB, żeby nie wypadały przy wybuchach. Pomniki chronione są specjalnymi rusztowaniami, do tego przygotowane są różne stanowiska do obrony miasta.

    Kiedy wjeżdżaliśmy do Lwowa, ogłoszono alarm lotniczy dla całej Ukrainy. Zaczęły wyć syreny. Byliśmy wystraszeni, bo nie wiedzieliśmy co robić. Chować się? A gdzie? Nie wiadomo gdzie te rakiety spadną? Czasami dolatują one nad Lwów. Prawie od razu ulice zrobiły się puste. Wszystko zostało zamknięte, sklepy kawiarnie. Nie wiedzieliśmy co robić, więc jechaliśmy do swojego celu. Tam spotkaliśmy naszych gospodarzy, a oni zdzwieni, co my u nich robimy, bo przecież trwa alarm lotniczy. Po chwili został jednak odwołały.

    Lwów jest teraz cichym miastem. Tam nie ma takiego gwaru, jak w Białymstoku. Ludzie żyją w nadziei na zwycięstwo, ale wiedzą w jakiej są sytuacji. Matki wysłały swoich synów na front, a ci jeszcze za młodzi tylko czekają żeby dorosnąć. Każda taka akcja pomocowa czy wspierająca naród ukraiński jest tam odbierana bardzo dobrze. Prócz samej pomocy, ona też przywraca nadzieję, że już niedługo to wszystko się skończy.

    Rozmawiał: Wojciech Więcko

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.