Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Gramy w ekstraklasie - rozmowa z rektorem UMB prof. A.Krętowskim.
  • Ostatnia zmiana 09.10.2020 przez Medyk Białostocki

    Gramy w ekstraklasie - rozmowa z rektorem UMB prof. A.Krętowskim

    Nowy rok akademicki rodzi najwięcej pytań związanych z koronawirusem. Tylko że normalne życie toczy się pomimo pandemii. O tym, co nas czeka na uczelni po 1 października, rozmawiamy z JM Rektorem UMB prof. dr hab. Adamem Krętowskim.

    Wojciech Więcko: Czy mam Pan już przygotowane zarządzenie o przejściu UMB w tryb nauczania w zdalnego?

    Prof. dr hab. Adam Krętowski, rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: - Nie. Myślę, że nie powtórzy się sytuacja z marca, kiedy nastąpił totalny lockdown. Nie wyobrażam sobie tego powtórnie i w takiej skali jak wcześniej. Po pierwsze wiemy już dużo więcej o wirusie, a po drugie - wiemy, jak należy postępować, by zmniejszyć ryzyko zakażenia, żebyśmy byli bezpieczni. Po trzecie - i na szczęście - wydaje się, że ten wirus nas tu w Białymstoku traktuje nas nieco łagodniej niż w innych częściach kraju.

    Owszem notujemy teraz więcej przypadków niż to było w okresie lockdownu. I to nawet jeśli popatrzymy tylko na sam Białystok. Wtedy mieliśmy jeden przypadek raz na kilka dni, a teraz nawet ponad dwadzieścia jednego dnia. Oczywiście nie można bagatelizować sprawy i mówić, że pandemii nie ma. Ona jest. Trzeba tylko do niej inaczej podejść. Nawet władze centralne dają nam szansę, by stosując profilaktykę, żyć w miarę normalnie.

    Nie wyobrażam sobie sytuacji, że w tym roku akademickim nie będziemy prowadzić większości zajęć w trybie stacjonarnym. Chodzi mi przede wszystkim o zajęcia z pacjentem w klinikach czy zajęcia praktyczne w zakładach. Tak, wszędzie trzeba szczególnie dbać o bezpieczeństwo, zachowywać dystans, nosić maseczki i dezynfekować ręce. Jesteśmy na uczelni medycznej, pracujemy w takiej branży, że nie wypada nam z powodu tego, co się dzieje na świecie, nie przychodzić na zajęcia czy do pracy. Każdy z nas ma jakieś obawy i się boi. Jednak jeśli jesteśmy w stanie pójść do sklepu po zakupy czy do restauracji i nie boimy się tego, to nie bójmy się przyjść na uczelnię.

    Przygotowaliśmy szczegółowy zakres tego, co, gdzie, jak i w jakiej formie powinno się odbywać. Te zarządzenia są o dużym stopniu elastyczności. W zależności od warunków lokalowych czy dotyczących konkretnego przedmiotu będzie można je dostosować. Najważniejsze jest to, żebyśmy wracali do normalności.

    Czy w takiej sytuacji w ogóle da się zaplanować nowy rok akademicki?

    - Jestem optymistą i wierzę, że na początku nowego roku kalendarzowego będzie szczepionka, a wtedy na wiosnę nie będziemy się już martwili z powodu tej pandemii.

    Ja patrzę na to, co się dzieje w szkołach podstawowych i średnich. Mimo pandemii one działają. Owszem pojawiają się ogniska wirusa, są osoby, które chorują, są izolowane czy trafiają na kwarantannę. Jednak szkoły ciągle działają. Tak samo musi być u nas. W naszych szpitalach klinicznych też mieliśmy kilka ognisk wirusa. Konieczne były izolacje i kwarantanna. Jednak po przerwie te kliniki już działają pełną parą. Zakładam, że ognisk wirusa nie unikniemy, ale wierzę w to, że będziemy mogli działać mimo to.

    Przed nami gorący okres, bo na przełomie jesieni i zimy na pandemię nałożą się inne choroby typowe dla tego okresu i tej pracy, zwłaszcza w szpitalach, będzie dużo więcej. To będzie bardzo trudny okres w naszych jednostkach klinicznych, ale wierzę, że damy radę.

    NOWY REKTOR

    Czy zrobił Pan rozliczenie minionej kadencji? Co się udało, co nie wyszło tak, jak Pan zakładał, co trzeba jeszcze kontynuować?

    - Moi starsi koledzy powiedzieli mi kiedyś, że cokolwiek bym zrobił, to i tak się znajdą osoby, które będą z tego niezadowolone i będą mnie krytykowały. Że można było zrobić więcej albo lepiej. Co więcej, będą też takie, które powiedzą, że i tak nic nie zrobiłeś.

    „Nic nie zrobiłeś” to nie będzie uczciwe, bo na uczelni przez te cztery minione lata wydarzyło się całkiem sporo. Co dla Pana było najważniejsze?

    - Zaznaczę, że nie tylko rektor pracuje na UMB. Ja współpracuję z cudownym zespołem ludzi, to prorektorzy, dziekani, prodziekani, ale też rzesza osób, które choć nie pełnią eksponowanych funkcji, to pracują całym sercem na rzecz naszej uczelni. Ciężko pracowaliśmy razem przez te cztery lata i ja mam osobiście satysfakcję z tego, że wiele rzeczy nam się udało.

    Cieszę się z tego, że w kontekście finansowym uczelnia się bilansuje. Jak rozpoczynałem swoją kadencję to byliśmy na minusie. Co więcej, teraz mamy nawet sporo środków w różnych obligacjach, które musimy przeznaczyć na różne inwestycje. I mówimy tu o kwotach liczonych w dziesiątkach milionów złotych. Wydaje mi się, że w historii UMB nie mieliśmy takiej puli środków zewnętrznych na inwestycje. To m.in. pieniądze z kontraktu terytorialnego (ok. 160 mln zł), grantu premiera na sztuczną inteligencję (ok. 50 mln zł), to środki z konkursu na uczelnie badawczą (50 mln zł). Choć zajęliśmy 11 miejsce, tracąc ledwie punkt do wyróżnionej dziesiątki uczelni, to nie wyszliśmy na tym źle. Uzyskaliśmy dokładnie takie samo finansowanie jak ci, którzy wygrali konkurs. Nawet ostatnio podczas spotkania z ekspertami, którzy oceniali nas przed rokiem w tym konkursie, podkreślali oni, że jest nasz uniwersytet, 10 uczelni badawczych i reszta. Więc nawet tak jesteśmy wyróżniani. To szalenie miłe. Choć musimy pamiętać, że ten sukces nie jest nam dany na zawsze. Musi iść za tym dalsza praca. To nasze zobowiązanie, które musimy realizować i te obiecane projekty musimy wykonać.

    Z rzeczy typowo inwestycyjnych udało się nam zakończyć rozbudowę i modernizację szpitala klinicznego. Trwało to prawie 11 lat i kosztowało ponad 500 mln zł. Wbito właśnie pierwsze łopaty pod nasze Centrum Psychiatrii. Ono będzie służyło dorosłym i dzieciom. Cieszę się zwłaszcza z tej części dla małych pacjentów, bo tego tematu nie udało się nam ruszyć przez kilkanaście lat. Zabiegałem o to u wielu ministrów zdrowia i teraz wreszcie coś zaczyna się dziać.

    Mam też ogromne oczekiwania w związku z tym, że zaczynamy już wydawać środki z kontraktu terytorialnego.

    Przygotowując się do tej rozmowy, na kartce wypisałem jeszcze trzy oceny „A” dla naszych wydziałów w ocenie parametrycznej, przedstawiciela UMB w ważnym ośrodku decyzyjnym w Warszawie (prorektor Marcin Moniuszko jest przewodniczącym Rady w Agencji Badań Medycznych - red.) i rosnącą liczbę zdobywanych grantów naukowych przez naszych naukowców.

    - Pan mi przerwał, a ja jeszcze nie skończyłem wymieniać (śmiech). Naprawdę jest sporo rzeczy, które udało się nam zrobić i mógłbym się nimi chwalić całkiem długo. Tylko ja zawsze powtarzam: nic nie jest nam dane na zawsze. Najważniejsze, co nas czeka w niedalekiej przyszłości to ocena uczelni. Ewaluacja jest wielką niewiadomą.

    Czy coś zostało Panu do kontynuacji na kolejna kadencję?

    - W zasadzie większość rzeczy, która jest realizowana obecnie, wymaga kontynuacji w kolejnych latach. Taki kontrakt terytorialny oznacza, że w dwa lata wydamy ok. 100 mln zł. Jednak żeby odbyło się to bezproblemowo, musieliśmy się do tego przygotowywać w minionych latach. Realizujemy projekt budowy Centrum Sztucznej Inteligencji w Medycynie. Oznacza to jednoczesne budowanie zespołów naukowych, zaplecza infrastrukturalnego i bazy danych. Nasze aspiracje do statusu uczelni badawczej też oznaczają inwestycje, które muszą być zrealizowane w najbliższym czasie. Do tego dochodzą inwestycje na rzecz medycyny populacyjnej i regeneracyjnej oraz radiofarmacji. W Collegium Floridum chcemy wkrótce uruchomić Centrum Przeciwdziałania Zdrowotnym Skutkom Starzenia. Dosłownie kilka dni temu otrzymaliśmy ponad 10 mln zł na stworzenie Centrum Wspierania Badań Klinicznych. To prestiżowy grant, bo tylko 10 ośrodków naukowych w kraju go otrzymało. Jego przyznanie potwierdza, że znajdujemy się w naukowej ekstraklasie.

    Ciągle w realizacji jest inwestycja w szpitalu zakaźnym na Dojlidach. Niestety nadal brakuje środków, by ją zakończyć. Rozmawiałem o tym kilka dni temu z ministrem zdrowia i naszym wojewodą. I są pewne szanse na dodatkowe środki. Dopiero pandemia pokazała, jak bardzo ważna jest to inwestycja. Jest co robić w nowej kadencji.

    NAUKA I DYDAKTYKA

    Jak wygląda sytuacja UMB jeśli popatrzymy na nią przez pryzmat nauczania studentów?

    - Uczymy dobrze. Kolejny raz absolwenci naszej stomatologii zajęli pierwsze miejsce na Lekarsko-Dentystycznym Egzaminie Końcowym, a absolwenci Wydziału Lekarskiego znaleźli się tuż za podium. A mnie szczególnie cieszy, że oni na czołowych pozycjach meldują się cyklicznie od wielu lat.  To najbardziej wymierne efekty naszej pracy. Wstydzić się nie trzeba.

    Cieszę się też, że rośnie nam liczba studentów anglojęzycznych (English Division). Już nie ograniczamy się do Skandynawii, ale mamy studentów i doktorantów z przeszło 30 krajów na świecie. To pokazuje, że marka UMB jest dobrze oceniania także poza Polską. Z drugiej strony martwi mnie sytuacja z zawirowaniami prawnymi dotyczącymi dyplomów naszych anglojęzycznych studentów. One są uznawane w ich krajach dopiero po odbyciu przez nich stażu. To efekt unijnej dyrektywy i polskich przepisów, które zmuszają ich do wydłużenia nauki o dodatkowy rok. Przez to nie jesteśmy konkurencyjni wobec krajów, w których ten dyplom można odebrać szybciej. Staramy się sygnalizować ten problem decydentom i mam nadzieję na ich pomoc w tej sprawie.

    W przyszłym roku UMB czeka ocena parametryczna. Jesteśmy na nią gotowi?

    - Zrobiliśmy niedawno symulację takiej oceny. Zaprosiliśmy do nas zewnętrzny podmiot, żeby ta próba była jak najbardziej wiarygodna. Mówiąc szczerze nie jest tak różowo. Nowy system oceny uczelni spowodował wiele zmian. Wcześniej wystarczyło mieć na uczelni takie „naukowe lokomotywy”, które miały wiele bardzo dobrych prac i tylko je się liczyło. Teraz te nasze „lokomotywy” mogą dostarczyć tylko cztery prace. Dokładnie tyle samo co inne osoby, które mogą nie mieć jeszcze takiego potencjału i możliwości, jak nasze naukowe gwiazdy. Wszyscy liczeni są tak samo, prezentują swoje tylko cztery najlepsze osiągnięcia. Ta zmiana powoduje, że efekt końcowy może być inny od oczekiwań. Dlatego tak bardzo zachęcamy do wytężonej pracy i dobrych publikacji. A jeżeli ktoś nie ma możliwości, czy potencjału robić nauki na najwyższym poziomie, to zachęcamy go by przeszedł na etat dydaktyczny. Tacy specjaliści są dla nas bardzo ważni.

    Rok temu na UMB wprowadzono nowy system oceny kadry naukowej. Bez ofiar chyba się nie obyło?

    - Tak bym tego nie ujął. Postawiliśmy wymagania i określiliśmy progi. To była kwestia matematyczna. Przekraczasz ten próg, albo nie. Jeśli nie będziemy mieli określonej ilości publikacji, na określonym poziomie, co dotyczy każdego pracownika naukowego, to źle wypadniemy w parametryzacji. Z naszej symulacji wynika, że w tej chwili w niektórych dyscyplinach jesteśmy na granicy B+, a może nawet na poziomie oceny B. To nas nie zadowala, bo może skutkować obniżoną subwencją. To w prosty sposób przełoży się na niższe środki na rozwój uczelni, ale też na niższe pensje. Nie można sobie na to pozwolić, musimy reagować na takie sygnały.

    Ja powtórzę, my naprawdę potrzebujemy dobrych dydaktyków. Osób, które zamiast zajmować się nauką, poświęcą czas na przygotowanie materiałów dydaktycznych na najwyższym poziomie, przygotują świetne publikacje dydaktyczne, napiszą podręczniki, czy w inny sposób przygotują inne atrakcyjne formy kształcenia. Teraz sporo czasu trzeba poświęcić na opracowanie materiałów do zdalnego kształcenia. Naprawdę wszyscy, którzy teraz są na UMB, są nam potrzebni. To kwestia zrozumienia, że karierę akademicką można poprowadzić inaczej: nie muszę się zmuszać do pracy naukowej, mogę się realizować w innym obszarze.

    Czy młodzi garną się do pracy na uczelni lub w szpitalach klinicznych? Kiedy rozmawialiśmy rok temu, miał Pan obawę, że zwiększanie wymagań i jeszcze większe „dokręcenie śruby” może ich zniechęcić jeszcze bardziej do pracy naukowej.

    - To, co robimy, nie jest „dokręcaniem śruby”. Jesteśmy w takiej, a nie innej rzeczywistości. Albo walczymy o najwyższy poziom w obszarze nauki, albo inni nas przegonią i automatycznie spadamy do naukowej drugiej, a może trzeciej ligi. Ze smutkiem to przyznaję, że młodzi nie garną się do pracy u nas. Wybierają karierę poza naszymi strukturami. W sensie finansowym nawet nie mamy szans się ścigać z tym, co oferuje im obecnie rynek pracy. To przykre. Jest to błąd systemowy i trzeba to zmienić.

    Dlatego jednym z naszych punktów w konkursie na status uczelni badawczej są projekty naukowe - a co za tym idzie i środki finansowe - kierowane specjalnie do młodych osób. Do takich, które chcą od życia coś więcej. Takich, które mają pasję i chcą się naukowo rozwijać. Myślimy też o tym, by naszą ofertę adresować do wybranych uczniów szkół średnich. Tak, by dać niektórym z nich możliwość realizacji naukowych marzeń już wcześniej. Chcemy im fundować stypendia. Planujemy też wykorzystać nasze kontakty międzynarodowe, by takie osoby mogły wyjechać na ciekawe zagraniczne stypendia. Młodzi ludzie są przyszłością tej Uczelni. Musimy o nich zadbać, żeby chcieli tu przychodzić, rozwijać się, ale też potem zostawać.

    SZPITALE KLINICZNE

    Od kilku lat nasze oba szpitale kliniczne mają ujemny bilans finansowy. Czy jest szansa odwrócić ten trend?

    - Niestety ciężko tu o optymizm. Ciągle mamy problem, żeby przekonać decydentów do zmiany sposobu finansowania szpitali klinicznych. Czasami mam wręcz wrażenie, że jest odwrotnie. Kolejne zapowiadane reformy, czy zmiany przed wyborami, a potem okazuje się, że nowe środki trafiają do szpitali powiatowych. Nie poddajemy się jednak i walczymy.

    Szpitale kliniczne mają ogromnie ważną rolę do odegrania w naszym systemie zdrowotnym. Doskonale to uwydatniła epidemia Covid-19 w Białymstoku. Bez szpitali klinicznych naprawdę bylibyśmy w bardzo trudnej sytuacji. To dzięki naszym działaniom rozpoczęliśmy w mieście testowanie genetyczne pacjentów. Przecież to my daliśmy sprzęt i własnych ludzi do sanepidu, żeby robić tam te badania. Potem uruchomiliśmy laboratoria u siebie. To nasze kliniki zakaźne na Żurawiej, pediatrzy w szpitalu dziecięcym, czy nasi eksperci epidemiologii i chorób zakaźnych zapewniali opiekę w tych najtrudniejszych momentach. To wtedy kiedy ten strach był największy, kiedy o koronawirusie niewiele było wiadomo, to nasi pracownicy byli pierwszą linią pomocy. Jako uczelnia wyłożyliśmy spore środki, żeby kupić sprzęt do szybkiego testowania wirusa SARS-Cov2. Reasumując, to pokazuje jak ważne i potrzebne są szpitala kliniczne. To my stanowimy kręgosłup i podstawę systemu ochrony zdrowia. To dlatego tak ważne jest, aby nasze finansowanie było na dużo wyższym poziomie niż jest obecnie. Ono jest potrzebne także po to, by nasze szpitale odzyskały należny im prestiż. Niestety czasami odnoszę wrażenie, że jeśli chodzi o finansowanie, to jesteśmy gdzieś tam pod koniec kolejki.

    W takim razie, czy nasze szpitale będą gotowe na drugą falę pandemii? Przecież to do placówek wielospecjalistycznych mają trafiać zakażeni pacjenci?

    - To też jest temat ostatnich naszych rozmów z wojewodą i Ministerstwem Zdrowia. Nie uchylamy się od obowiązków, ale trzeba sobie zdawać sprawę z potrzebnych inwestycji i wsparcia. Nie wystarczy tylko napisać pismo, w którym się stwierdzi, że jesteśmy powołani do tej roli. Za tym musi iść wsparcie finansowe i organizacyjne. Co się stanie w sytuacji, kiedy pacjent z covidem wyląduje np. w jedynym w regionie oddziale kardiochirurgicznym czy neurochirurgicznym? Będziemy leczyć jednego pacjenta z koronawirusem, a setka innych będzie czekała, aż go wyleczymy? Jeden taki pacjent oznacza, że będziemy musieli zablokować innym ich dostęp do leczenia, bo nie położymy takich osób obok siebie. Zresztą już teraz widzimy efekty lockdownu i ograniczeń w dostępie do specjalistów i lekarzy rodzinnych. Do szpitala przyjmujemy większą liczbę pacjentów w znacząco gorszym stanie zdrowia, właśnie z powodu przerwy w ich leczeniu czy zbyt późno rozpoznanej choroby.

    JUBILEUSZ UMB

    Nie udały się nam w tym roku 70. urodziny UMB. Spróbujemy świętować za rok?

    - Świętujemy cały czas, choć w głównej mierze w internecie. Kulminacyjnym wydarzeniem całych obchodów miał być zjazd absolwentów, który musieliśmy niestety odwołać. Być może uda nam się zrobić go za rok. Absolwenci są dla naszej uczelni są bardzo ważni, chcemy mieć z nimi kontakt. Oni są naszymi ambasadorami na całym świecie, chcemy ich wspierać i chcemy, by mieli oni poczucie, że nadal są częścią UMB.

    Cieszę się, że pomimo pandemii udało się nam zrobić kilka jubileuszowych eventów. Były m.in. konkursy, wystawy, czy rozpoczęty świetny cykl prezentacji naszych pracowników, studentów i absolwentów „UMB to My” na stronie internetowej uczelni. Mamy co świętować, jesteśmy dumni z naszych 70 lat istnienia.

    Rozmawiał Wojciech Więcko

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.