Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Biznes lubi konkretne pomysły.
  • Ostatnia zmiana 13.02.2017 przez Medyk Białostocki

    Biznes lubi konkretne pomysły

    Biznes lubi konkretne pomysły

    Współpraca nauki z biznesem - ten zwrot będzie najmodniejszym połączeniem w najbliższych latach. Czas pokaże, czy uda się obu stronom przejść od haseł do czynów. O innowacjach, wdrożeniach i możliwej współpracy z przedsiębiorcami rozmawiamy z prof. Piotrem Laudańskim, nagrodzonym przez rektora UMB za proprzedsiębiorczą postawę.

     

    Wojciech Więcko: Na jakie ryzyko naukowe może sobie pozwolić badacz w swojej pracy, by opłacało mu się szukać innowacji? Czy w ogóle jest coś takiego, jak naukowa granica, której nie warto przekraczać?

    Bez sensu jest iść do biznesu z samym pomysłem i stwierdzeniem „dajcie mi na to 5 mln zł”. Tu się nie rozdaje pieniędzy. Przedsiębiorcy bardzo rozważnie wydają swoje środki. Nam, naukowcom, może się wydawać, że biznes boi się ryzyka. Tylko my musimy zrozumieć, że od pomysłu do produktu w sensie biznesowym jest bardzo daleka droga

     

    Prof. Piotr Laudański, kierownik Kliniki Perinatologii i Położnictwa USK: - Tego się nie da jednoznacznie określić. Wybór kierunku badawczego odbywa się u mnie zawsze trochę intuicyjnie, co nie oznacza, że na ślepo. Każdy pomysł rodzi się z wcześniejszych doświadczeń. Kiedy przyglądam się zupełnie nowym dla mnie dziedzinom, to zawsze przedtem staram się dużo czytać na ten temat. Gdy więc pojawia się już ten potencjalny temat, to ja już o nim naprawdę dużo wiem. Mam też swoje założenie, że nie robię badań po kimś, by tylko zweryfikować coś, co już zostało zbadane wcześniej. To bardzo popularne w Polsce, ale też na świecie. Ja lubię chodzić po nowych ścieżkach. Co prawda ryzyko, że się coś nie uda, jest większe, ale też potencjalny sukces i odkrycie czegoś niezwykłego również może być większe.

    Tyle że naukowiec jest rozliczany ze swojej pracy. Musi pokazać konkretne osiągnięcia.

    - Nas najczęściej rozlicza się na podstawie tzw. punktów uzyskanych za publikacje, to są też cytowania. Im lepsze badania i uzyskane wyniki, tym większa szansa na lepsze publikacje i więcej zdobytych punktów. To może się przełożyć, ale nie musi, na kolejne granty i na nowe, jeszcze lepsze badania. Wydawałoby się więc, iż warto naukowo ryzykować, że opłaca się stawiać odważne tezy. W rzeczywistości nie jest tak prosto. Mam takie badania i publikacje, w których otwierałem nowe tematy w mojej dziedzinie naukowej. Pokazywałem ciekawy problem, publikowałem artykuły w dobrze punktowanym piśmie. Wydawałoby się więc, że powinno się udać, wszak byłem tym pierwszym. A jednak cytowania tej publikacji były niezadowalające. Miałem też publikacje badań z tzw. głównego nurtu, w którym działa większa liczba osób i konkurencja jest ogromna. Efekt? Cytowania były dużo większe niż się spodziewałem. Nie wszystko da się przewidzieć. A przecież są też sytuacje, że wyniki badań w sensie naukowym okazują się mało atrakcyjne. Dla wielu to porażka. Dla mnie tylko informacja, że w tym kierunku nie warto już iść.

    Coraz częściej mówi się, że naukowcy muszą się zmienić. Mają skończyć z odkryciami dla samych odkryć, a zająć się konkretnymi badaniami, z których będzie praktyczny pożytek.

    - Są różne typy osób, które zajmują nauką. Są tacy, którzy zajmują się badaniami podstawowymi. Ich interesuje właśnie samo odkrycie dla odkrycia, mniej zastanawiają się nad późniejszymi wdrożeniami. Tylko że to jest szalenie ważna grupa osób - pasjonatów, których ja osobiście bardzo szanuję, bo to oni wyznaczają kierunki działania dla innych. Druga grupa naukowców, czyli osoby interesujące się badaniami podstawowymi „na pograniczu”, poszukujące odkryć, ale mające zawsze w tyle głowy myśl „jak to zastosować w praktyce, gdzie to się da wykorzystać?”. Myślę, że się do nich zaliczam. Trzecia grupa - to osoby, które wykorzystują odkrycia innych, by znaleźć dla nich właśnie praktyczne zastosowanie.

    Nie ma Pan wrażenia, że obecnie badania stają się bardzo komercyjne, czyli jak masz grant i pieniądze, to badasz, a jak nie… no cóż.

    - Dlatego trzeba starać się o te granty. Czasami trudno je zdobyć, ale się da. Niełatwo je uzyskać na badania bardzo innowacyjne, obarczone dużym ryzykiem. Na to też jest sposób. Miałem dwa takie pomysły i podjąłem próbę postarania się o środki z funduszy inwestycyjnych typu venture capital. To inwestorzy poszukujący interesujących pomysłów na biznes na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Potrafią zainwestować w kilka, kilkanaście przedsięwzięć, zakładając, że tylko jedno przyniesie im zysk. Jednak będzie on tak duży, że z nawiązką pokryje te nieudane inwestycje. Pierwsze podejście mi nie wyszło. Przy drugim jeszcze rozmawiamy. Na pewno nie ma co się zrażać niepowodzeniami. Lepiej wyciągać z nich wnioski i próbować dalej. Trzeba zrozumieć, że biznesmeni działają inaczej niż naukowcy. Liczy się konkret. U nich na początek nie trzeba tworzyć kilku tomów dokumentacji, wystarczy krótkie i solidne opracowanie. Pierwsza rozmowa też nie jest przesadnie długa, a decyzja, czy warto pochylić się nad przedsięwzięciem, również zapada stosunkowo szybko. Oni instynktownie czują, kto buja w obłokach, a na czym da się zarobić.

    Współpraca świata nauki z biznesem dla wielu naukowców jest niewyobrażalna.

    - Jest duża rozbieżność między tym, co naukowiec myśli i chce od przedsiębiorcy, a tym, co przedsiębiorca myśli i chce uzyskać od naukowca. Bardzo modnie jest teraz mówić o innowacjach i takiej współpracy. Fakt jest taki, że to bardzo trudne rozmowy. Zwyczajnie każda ze stron ma zbyt mało doświadczenia w tym względzie i wielu spraw musi się wzajemnie o sobie nauczyć. Najważniejsze jednak, że obie strony już chcą współpracować, każda stara się dać coś z siebie. Tę zmianę już widać. Przedsiębiorcy zaczęli dostrzegać swoje szanse w realizacji projektów badawczych i kontakcie z naukowcami. Badacze też zaczynają kalkulować i stwierdzają, że z ciekawych publikacji czy patentów można uzyskać jeszcze coś więcej. Gdzieś zaczynają pojawiać się pierwsze punkty styczne.

    Czego wymaga przedsiębiorca do naukowca?

    - Świat biznesu swoje decyzje podejmuje przeważnie na podstawie liczb, to znaczy zysku, jaki może osiągnąć. To akurat parametr, który w świecie nauki z reguły nie występuje. U nas są punkty za publikacje, cytowania, liczba patentów, itp. Oni to wszystko starają się przeliczyć na konkretne kwoty. Bez sensu jest iść do biznesu z samym pomysłem i stwierdzeniem „dajcie mi na to 5 mln zł”. Tu się nie rozdaje pieniędzy. Przedsiębiorcy bardzo ciężko pracują i bardzo rozważnie wydają swoje środki. Nam, naukowcom, może się wydawać, że biznes jest mało elastyczny i boi się ryzyka. Tylko my musimy zrozumieć, że od pomysłu do produktu w sensie biznesowym jest bardzo daleka droga. Naukowiec musi pokazać przedsiębiorcy takie „coś”, co już na starcie pozwala mieć nadzieję, że wspólne przedsięwzięcie może się udać. Ja w takich rozmowach przedstawiam swoje patenty i zastrzeżenia patentowe. To dla nich oznacza, że mogą być jedyni lub pierwsi na rynku z takim produktem. Tak więc ten zysk może być potencjalnie bardzo wysoki. Co prawda sam patent nie gwarantuje sukcesu negocjacji, ale sprawia, że jest już o czym rozmawiać.

    Czy świat nauki dogada się z biznesem?

    - Nie umiem powiedzieć, co zrobią inni. Wiem, że ja się porozumiem. Brzmi to trochę samochwalczo, ale wiem, że będę próbował i dlatego wierzę, że mi się uda. To trudny temat, bo do tej pory od nas, naukowców, nie wymagało się tego typu aktywności. Ten pierwszy krok jest najtrudniejszy. Jednak jeżeli ktoś w „branży” pracuje jakiś czas, to zna firmy, które w niej działają. Spotyka ich przedstawicieli, czy to na kongresach naukowych, czy to przy innych okazjach, i zawsze znajdzie sposobność do rozmowy. A jeżeli ja nie znam przedstawiciela firmy, która mnie interesuje, to odnajduję jej stronę www. w internecie i zwyczajnie dzwonię czy pisze maila z prośbą o spotkanie, by przedstawić pomysł. Dużo nie trzeba. Wystarczy być otwartym na drugiego człowieka.

    Rozmawiał Wojciech Więcko


     

     

    Prof. Piotr Laudański, kierownik Kliniki Perinatologii i Położnictwa, 42 lata. W 2003r. uzyskał tytuł doktora, a w 2010 tytuł doktora habilitowanego. Posiada tytuł specjalisty w dziedzinie ginekologii i położnictwa oraz jako pierwszy w województwie podlaskim zdobył tytuł specjalisty w dziedzinie perinatologii. W pracy klinicznej interesuje się różnymi aspektami położnictwa i medycyny rozrodu, ze szczególnym uwzględnieniem opieki nad pacjentkami z niepłodnością i endometriozą. Jest autorem ponad 60 publikacji naukowych z listy filadelfijskiej, których IF wynosi ponad 100. Jest też autorem 10 patentów i wniosków patentowych. Może się również pochwalić licznymi nagrodami, m.in. Nagrodą Innowatora UMB w 2013r. Wspólnie z zespołem zdobył Złoty Medal Międzynarodowej Wystawy Innowacji w Genewie w 2015r.

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.