Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Doraźne rozwiązanie.
  • Ostatnia zmiana 07.09.2018 przez Medyk Białostocki

    Doraźne rozwiązanie

    Angielska jesień. Ugruntowała się przesadnie negatywna opinia o pogodzie na wyspie. Przecież zdarzają się piękne słoneczne dni, chociaż niewiele ich w jesieni.

     

    Przystosowałem się do rytmu pracy personelu szpitalnego i zacząłem odczuwać dyskomfort związany ze sporym marginesem niezagospodarowanego czasu. Czułem się nie w pełni wykorzystany. Pojawił się głód wiedzy praktycznej. Szukałem nowości. Zacząłem porównywać zakresy zabiegów w obecnym i moim macierzystym szpitalu.

    Nie zakochaj się w chirurgii. Rób tyle, ile trzeba. Możliwie dużo czasu poświęcaj na zainteresowania uboczne. Jeżeli w całości poświęcisz się chirurgii, to w momencie przejścia na emeryturę trafisz w nicość. Będziesz nieszczęśliwy

    Przyszedł mi do głowy pomysł o możliwości symultanicznej współpracy z drugim ordynatorem, który oprócz chirurgii ogólnej zajmował się również chirurgią plastyczną. Zajmował się przeszczepami skóry w leczeniu oparzonych pacjentów w prowadzonym przez siebie pododdziale dla tych chorych. Oczywiście wykonywał również zabiegi plastyczne z innych powodów. Stanąłem przed dwoma problemami. Po pierwsze nie miałem pewności czy drugi z ordynatorów wyrazi zgodę na udział w pracach jego oddziału. Po drugie nie wiedziałem, jaka będzie reakcja mojego zasadniczego szefa. Czy nie wywołam niezadowolenia. Delikatne badanie jego stanowiska doprowadziło do bezproblemowego uzyskania zgody na uczestniczenie w pracy drugiego oddziału chirurgii.

    Bliższy kontakt z Mr Johnem Grocottem nawiązałem dzięki szczęśliwemu dla mnie zbiegowi okoliczności. W dniu operacyjnym, z nieznanych mi przyczyn nie miał lekarskiej asysty. W planie miał do wykonania wycięcie lewej połowy jelita grubego z powodu raka zagięcia śledzionowego okrężnicy. Jego pielęgniarka oddziałowa skontaktowała się ze mną i poprosiła żebym „dał ręce”, czyli poasystował ordynatorowi do tego poważnego zabiegu onkologicznego. Chętnie wyraziłem zgodę, ale zapytałem, czy występuje w imieniu swojego pryncypała. Powiedziała mi, że Mr Grocott nie wie o jej inicjatywie, ale będzie bardzo zadowolony z pomocy, chociaż sam nigdy o to nie poprosi.

    W czasie przygotowania do operacji zjawiłem się w polu widzenia operatora i zapytałem, czy zgodzi się na moją asystę? Odpowiedział, że „z nieba mu spadam” i że jest bardzo zadowolony z mojej deklaracji. Od tego czasu uczestniczyłem w sesjach operacyjnych jego oddziału dostając do wykonania znaczną część operacji z zakresu chirurgii ogólnej i asystowałem do zabiegów plastycznych. Nauczył mnie pobierania dużych płatów niepełnej grubości skóry przydatnych do przeszczepów pokrywających rany w odsłoniętych miejscach. Po wygojeniu się takie przeszczepy w wyglądzie były zbliżone do naturalnej prawidłowej skóry.

    Mr Grocott był chirurgiem osobliwym. Charakteryzował się niezwykłą szybkością wykonywania operacji. Wydawało się, że czynność jego rąk wyprzedza myślenie. Nie lubił długo przebywać w szpitalu. W jednym dniu załatwiał wizyty pozaszpitalnych chorych pooperacyjnych i kwalifikowanych do hospitalizacji. W tym samym dniu były wykonywane planowane operacje i był pełniony ostry dyżur z przyjmowaniem do szpitala nagłych przypadków. Większe obchody odbywały się w niedziele zaczynając od godziny 9. W pozostałe dni pojawiał się w szpitalu jak meteor. W ciągu godziny załatwiał sprawy bieżące i uciekał do swoich zajęć hobbystycznych.

    Pewnej niedzieli przed obchodem został powiadomiony o przyjęciu do szpitala starszej pacjentki od dawna związanej z oddziałem. Chora ta, z powodu gruźlicy układu moczowego, miała usuniętą lewą nerkę i pęcherz moczowy. Prawa nerka względnie wydolna odprowadzała mocz przez skórną przetokę moczowodową. Przez założony do moczowodu specjalny cewnik, mocz odpływał do przytwierdzonego do uda pojemnika. Takie rozwiązanie zapewniało życiowy komfort (jeżeli to dobre słowo na opisanie tej sytuacji). Zagwarantowane było utrzymanie czystości. Jedynym stałym zaleceniem obowiązującym pacjentkę było codzienne poranne wyjmowanie cewnika w celu oczyszczenia i przeprowadzenia dezynfekcji, co zabierało jej około 30 minut. Po pielęgnacji sprzętu, cewnik był zakładany ponownie do moczowodu na pozostałą część doby. W pewnym okresie pojawiły się objawy zwężenia moczowodu, co utrudniało zakładanie cewnika. W dniu przyjęcia do szpitala chora nie mogła założyć cewnika. Bezowocna była podobna próba wykonania tej czynności przez pielęgniarkę po przyjęciu do szpitala. Doszło do zatrzymania odpływu moczu z jedynej nerki i narastanie bólu. Lekarz dyżurny po nieudanej próbie przedstawił chorą ordynatorowi w czasie niedzielnego obchodu, w którym uczestniczyłem. Po obchodzie przy kawie odbyła się dyskusja nad wyborem postępowania leczniczego. Nie wchodziło w grę dalsze, forsowanie, niebezpieczne manipulowanie w okolicy końcówki moczowodu. Do postępującego bliznowatego zwężenia przetoki doszedł odczyn zapalny i obrzęk. Uznano, że poprawnym rozwiązaniem zapewniającym odpływ moczu, będzie wykonanie przetoki miedniczkowej z pozostawieniem przetoki moczowodowej do naprawienia w terminie późniejszym. Nieśmiało zabrałem głos zgłaszając alternatywę: rozszerzenie ujścia moczowodu przez podłużne nacięcie sięgające zbliznowaciałej powięzi z pokryciem powstałej rany za pomocą przeszczepu, z użyciem obrotowego uszypułowanego płata skórnego. Padło pytanie ordynatora:

    - A jak ty chcesz to zrobić?

    W odpowiedzi narysowałem schemat operacji.

    - Stan, gdzie ty przeczytałeś o takim rozwiązaniu?

    - Nie przeczytałem, tylko wymyśliłem.

    Po namyśle jego reakcja była wyrażona w dwóch krótkich słowach:

    - Do it (zrób to).

    Było to świadome przyzwolenie na wykonanie zaproponowanego zabiegu, świadczące o zaufaniu do mnie jako operatora i pomysłodawcy.

    Przedpołudniową część niedzieli spędziłem w sali operacyjnej wykonując ten delikatny zabieg. Szkic zabiegu nie uwzględniał trudności w zakładaniu pierwszego głębokiego szwu łączącego koniec rozcięcia moczowodu z końcówką przeszczepu. Sposób jego założenia pozostawię bez opisu, ale zapewniam, że było to również nowatorskie rozwiązanie zapewniające delikatność i precyzję rękoczynu. Bezpośrednio po zabiegu, bez kłopotu, został założony wyjałowiony cewnik, drenujący mocz jak przed zabiegiem. Uniknięto w ten sposób dużego zabiegu wymuszającego dostęp do miedniczki nerkowej i późniejszego wtórnego odtwarzania przetoki moczowodowej.

    W późniejszym okresie nie było już żadnej dyskusji na temat tej choroby. Wiadomo, że przebieg pooperacyjny był niepowikłany. Pacjentka we względnie dobrym stanie została wypisana do domu.

    W czasie jednej z przedpołudniowych przerw na kawę Mr Ramage, wiedząc o mojej pracy w drugim oddziale, zapytał:

    - Stan, powiedz mi, co sądzisz o Grokocie?

    - Proszę Pana wydaje się, że jestem za młodym chirurgiem, by wydawać opinię o znanym konsultancie. Chyba nie mam dostatecznych kompetencji.

    - Nie wykręcaj się od odpowiedzi. Jesteś dorosłym, rozsądnym człowiekiem i masz jakieś zdanie o jego osobowości jako chirurga.

    - Ponieważ zostałem sprowokowany do odpowiedzi, to powiem tak: Mr Grocott jest dobrym chirurgiem sądząc po dobrych wynikach leczenia, ale odczuwałbym strach, gdybym miał być przez niego operowany. Jest on niesamowicie szybki, sprawia wrażenie, że zastanawianie się w czasie operacji jest sprawą drugorzędną, że pośpiech jest wartością samą w sobie.

    - Stan, ja mam identyczną opinię. W dawnych czasach John był moim asystentem, zamęczał mnie swoją szybkością. W pewnym momencie powiedziałem mu, że musi poszukać sobie innej pracy, bo jest dla mnie za szybki.

    Mam wdzięczność dla obu moich angielskich nauczycieli. Wiele się od nich nauczyłem. Opanowałem technikę pobierania dużych płatów niepełnej grubości skóry z użyciem prawie kuchennego dużego noża bez korzystania z dermatomu. Wielokrotnie techniki tej używałem w swojej pracy po powrocie do ojczyzny.

    Pewnego dnia Mr Grocott w zaskakujący sposób zapytał mnie, czy może mi dać radę życiową. Skwapliwie wyraziłem zgodę. Usłyszałem ciekawą wypowiedź:

    - Stan, nie zakochaj się w chirurgii. Rób tyle, ile trzeba. Możliwie dużo czasu poświęcaj na zainteresowania uboczne. Jeżeli w całości poświęcisz się chirurgii, tak jak Ramage, to w momencie przejścia na emeryturę trafisz w nicość, w czarną dziurę, będziesz nieszczęśliwy.

    Częściowo jego opinię podzielam.

    Dr Stanisław Sierko, emerytowany chirurg

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.