Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Na nutkę ogórkową.
  • Ostatnia zmiana 17.08.2017 przez Medyk Białostocki

    Na nutkę ogórkową

    Na wstępie pragnę uspokoić Czytelników zainteresowanych losem pary gołąbków z mojego balkonu, o czym pisałem przed miesiącem. Mają się dobrze, niestety niewdzięcznicy już rzadko mnie odwiedzają. Dziś więc zajmę się ogórkami.

     

    Wprawdzie ich nie posadziłem w skrzynkach balkonowych, ale przecież wszyscy zaczynamy sezon ogórkowy.

    Encyklopedycznie i wspomnieniowo

    Cucumis zalicza się do rodziny dyniowatych, a przywędrował do Europy ze Środkowej Azji. Zawiera aż 96-97 proc. wody, jest więc w sam raz dla osób pogrubionych, zwłaszcza w dni mocno przegrzane. Podkreśla się jego działanie przeciwnowotworowe i moczopędne, ponadto odświeża oddech i łagodzi skórę. W czasach studenckich używaliśmy wody ogórkowej po goleniu, czyli skrobaniu twarzy żyletką marki Rawa-Lux. Po tym zabiegu szczypało jak cholera i należało intensywnie poklepać swoje policzki. „Przekrojowy” (tygodnik ukazujący się wówczas w Krakowie) poeta Ludwik Jerzy Kern sprytnie zmienił nazwę Rawy-Lux na Krwawa-Lux. Co bardziej krwawiące cięcia zaklejało się kawałkami gazety, do czego najlepiej nadawał się „Express Wieczorny”.  Do czego nadawała się „Trybuna Ludu” nie napiszę, by nie narażać się na łamanie ustawy o ochronie języka polskiego. W tym miejscu na moment zostawię w spokoju ogórki i zapytam się przedstawicieli odpowiednich władz: dlaczego panowie policjanci nie reagują na nagminne „rzucanie mięsem” w miejscach publicznych?  Toć to nie uchodzi, jakby rzekł jeden z bohaterów sztuki Aleksandra Fredry.

    Z czym jeszcze kojarzy mi się ogórek? Niestety z mizerią, smaczną wprawdzie na talerzu, przykrą jednak w codzienności, także naukowej. Również z autobusem produkowanym przez firmę Jelcz, którego egzemplarz wciąż kursuje po Białymstoku wożąc nowożeńców, ale i turystów. Wiem o tym, bo kilkakrotnie wystąpiłem w roli przewodnika ogórkowego. Mogłem wówczas wreszcie usiąść na fotelu obok pana kierowcy. Dobrze, że nie było już tabliczki zakazującej rozmowy, w tym przypadku z panem Jurkiem (pozdrawiam serdecznie!). „Jurek ogórek” pasował jak ulał do swej roli, ponoć już jest na emeryturze, a szkoda. W warszawskich „ogórkach” widniały też zakazy czytania na tym fotelu gazet. Wredne zakazy reżimowe, chociaż po prawdzie, to rozkładając na ten przykład „Życie Warszawy” zasłaniało się kierowcy boczne lusterko. A skoro o Jurkach mowa, to podczas zabaw podwórkowych krzyczano: „Jurek ogórek, kiełbasa i sznurek”.

    Wspomnieniowo i historycznie

    Ogórki jedliśmy za młodu po zerwaniu wprost z grządki w przydomowym ogrodzie, w wersji bardziej cywilizowanej - po umyciu i pozbawieniu nożem skórki. W wieku bardziej dojrzałym rarytas stanowiły ogórki z beczki, pływające wśród gałązek kopru, liści chrzanu i wiśni (czarnej porzeczki lub innych jeszcze zieloności), bo ząbki czosnku leżały na dnie. Ogórki były chłodne, chrupiące, nade wszystko aromatyczne. Byle nie natrafić na sztukę podpsutą, która mogła zamienić się w małą fontannę. Panowie z czerwonymi nosami -podobnymi do przejrzałych ogórków - marzyli o takowym lekarstwie na kaca. A ja pamiętam wciąż smak ogórków sprzedawanych rano na peronie kolejowym w Suchej i Chabówce. Panie czekały z wiaderkami pełnymi ożywczych ogórków - oczywiście małosolnych - na pociąg relacji Warszawa - Zakopane. Po całonocnej mordędze taki ogóreczek po umiarkowanej cenie przywracał wiarę w radość poranka i udane wczasowane pod Giewontem.

    Oczywiście prymat w spożyciu ogórków zachowywał Związek Radziecki jako kraj przodujący na świecie. Tradycje ogórkowania były tam pradawne, rozwinięte twórczo przez bolszewików. Darujcie Państwo, powtórzę dowcip z bródką i to w wersji polskiej, choć po rosyjsku brzmi on bardziej urokliwie. Adiutant Pietia odważył się zapytać sławnego dowódcę atamana Wasilija Iwanowicza Czapajewa (ma pomnik w Grodnie), czy wypiłby wiadro spirytusu (bimbru). Odpowiedź musiała być twierdząca, pytanie takie wręcz śmieszyło i obrażało dumę atamana. A studnię spirtu? I tu odpowiedź nie nasuwała wątpliwości, więc Pietia śmiało podniósł poprzeczkę i zapytał o rzekę. Czapajew (zginął w 1919 r.) poruszył marzycielsko wąsem i oczywiście skwapliwie potwierdził. - Towarzyszu dowódco, a ocean spirytusu? Zapanowała krótka cisza, potem dało się słyszeć westchnienie i padła odpowiedź: - Nie, oceanu nie, bo ogurcow by nie chwatiło (wystarczyło).

    Sezon ogórkowy

    Niestety, jak już napisałem - takowy zaczyna się, choć niektórzy są zdania, że w Polsce trwa przez cały rok z małymi tylko przerwami. Jest w tym sformułowaniu doza bałamutności, bo sezon ogórkowy to posucha, a przecież ogórki niemal z samej wody się składają. Zaczyna się od zamknięcia teatrów, pisania bzdetów w gazetach, paplania w radio, powtórek programów w telewizji. Z teatrami tak pewnie będzie do końca świata, nasza prasa i telewizja ogórkami pachnie nie tylko w wakacje. Dla kibiców sezon ogórkowy oznacza pustkę na stadionach i brak transmisji, piłkę kopie się na plażach. Celebryci wyjeżdżają do co sławniejszych kurortów, bo dla nich ogórki w metropoliach to tragedia, utrata sensu życia. Najbardziej z pustych klas szkolnych cieszą się uczniowie (moja najstarsza wnuczka gotowa jest napisać odę do ogórka), z wyjazdów radują się urlopowicze, z pędu narodowego nad morze i w góry - właściciele pensjonatów. Myślę, że i wielu akademików czeka na tę porę, bo wreszcie mogą spokojnie wziąć się do pisania zaległych książek i artykułów.

    Przepraszam Szanowną Redakcję „Medyka Białostockiego” też się cieszę, że przez trzy miesiące nie będę musiał wymyślać tematu nowego felietonu.

    No to życzę wszystkim radosnych wakacji, wedle własnej woli dni leniwych, lub zmuszających do koncentracji woli i myśli, pogody także ducha, zamknięcia się wakacyjnych budżetów, z czym mogą być trudności.  Smacznych ogórków życzę także, a na deser jeszcze dodam jeden dowcip wakacyjny. Wytrwały turysta, hej gdzieś pod reglami, codziennie mijał bacę siedzącego na progu szałasu, pykającego fajkę i ślipiącego ku powale niebios. Któregoś dnia nie wytrzymał i zapytał: - Góralu, nie macie nic do roboty? - Panocku, siedzę sobie i myślę, a jak mi czasu braknie, to tylko siedzę. Życzę zatem wszystkim i dużo czasu, choć dni będę już krótsze.

    Adam Czesław Dobroński

      

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.