Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Małżeństwo z pięciolinii - 70 lat Chóru UMB.
  • Ostatnia zmiana 22.07.2022 przez Medyk Białostocki

    Małżeństwo z pięciolinii - 70 lat Chóru UMB

    Ona - kardiolog, wieloletni dyrektor SPZOZ w Knyszynie, ordynator Oddziału Chorób Wewnętrznych. On – inżynier, kierownik zespołu konstrukcji w biurze architektonicznym. Na początku był jednak Chór AMB.

     

    Dr n. med. Dorota Miłek-Kurzątkowska i mgr inż. Lech Kurzątkowski to małżeństwo od 38 lat. W Chórze UMB śpiewają od ponad 40 lat. To będąc w naszym uczelnianym zespole się poznali, zakochali, a potem pobrali. Są jednym z kilku „chóralnych” małżeństw.

     

    70 lat Chóru UMB - jubileusz [Galeria zdjęć]

     

    Jak to z Chórem UMB bywało - historie mało znane 

     

     

    Dr hab. Anna Moniuszko, dyrygent Chóru UMB: Mam przyjemność rozmawiać z najbardziej wytrwałymi członkami Chóru UMB – małżeństwem Dorotą i Lechem Kurzątkowskimi. Kiedy rozpoczęła się Wasza przygoda z chórem?

    Dorota Kurzątkowska:  Ja pojawiłam się w zespole w roku 1978. Śpiewałam wcześniej w szkole podstawowej  i średniej w chórze, więc chciałam kontynuować owe doświadczenia również na studiach. Zgłosiłam się na przesłuchanie i zostałam przyjęta – najpierw do grupy altów, by następnie zasilić szeregi sopranów i tak już jestem 44 lata.

    Lech Kurzątkowski: Ja natomiast przyszedłem w roku 1979, bo brat (dr Wiesław Kurzątkowski – przyp. red.) był prezesem i pragnął zaradzić brakom kadrowym w grupie basów. Mimo, iż byłem studentem politechniki, chętnie dołączyłem do zespołu, oczywiście przechodząc najpierw przesłuchanie.

    Jak wyglądał wówczas chór?

    LK: Był nieco mniej liczny, niż obecnie – w jego skład wchodziło ok. 40 osób. Byli to zarówno studenci, jak i absolwenci AMB, w tym wykładowcy. Teraz wygląda to nieco inaczej – chór jest większy i w znakomitej większości uczęszczają nań studenci, kiedyś te proporcje były inne: było dużo osób już po studiach. Nie bez znaczenia był wtedy fakt, iż chór był prężną instytucją, która pomagała w znalezieniu pracy. Działo się to dzięki pełnomocnikom rektora, którzy pełnili funkcję opiekunów zespołu – byli oni bardzo oddani i pomocni, nie tylko w tej kwestii.

    DK: Do chóru przyciągała również możliwość wyjazdów, w tamtych czasach w znacznej mierze utrudnionych. Chór, jako jedyna organizacja studencka, pozwalał nam podróżować po całej Europie, co oczywiście praktykowaliśmy z wielkim zaangażowaniem. Był dla nas takim oknem na świat.

    Czy w związku z tym, trudno było się do niego dostać?

    DK: Podobnie, jak teraz - należało przejść przesłuchanie, ale wówczas, nie jak obecnie, gdy nowo przyjęci przechodzą szkolenie w tzw. „młodym Chórze”, trafiali od razu do głównego zespołu. Co ciekawe, pomagali im się wdrożyć „korepetytorzy”, czyli studenci – członkowie zespołu mający za sobą edukację w szkołach muzycznych I i II stopnia. Ich umiejętności były wykorzystywane, co bardzo usprawniało np. naukę partii głosowych na próbach.

    Jak często chór się spotykał?

    DK: Dokładnie tak samo jak obecnie – dwa razy w tygodniu, choć nie o 19.00, a o 19.15, na dwie godziny zegarowe.

    Mogliście się przyjrzeć różnym pokoleniom chórzystów – czy zauważacie jakieś różnice?

    LK: Wcześniej nie mieliśmy problemów z telefonami komórkowymi, z którymi dzisiaj wręcz się zrastamy…

    DK: Mieliśmy wówczas inne zajęcia – np. dziewczyny w przerwach między śpiewaniem, gdy dyrygent  w danym czasie ćwiczył z innym głosem, często robiły na drutach.

    LK: Albo uczyliśmy się na zajęcia, ale to właściwie pozostaje niezmienne do dziś. Chór stanowił dobre źródło materiałów i skryptów na zajęcia.

    DK: Teraz na próbach jest trochę trudniej wykonywać jakieś inne czynności, ale gdy jest ku temu sposobność, nadal widzę osoby uczące się.

    Wróćmy jeszcze na chwilę do wyjazdów: gdybyście mieli wymienić ten, który pozostał w Waszej pamięci jako najważniejszy?

    LK: Zdecydowanie zjazd ORCH-y we Wrocławiu w 1981 roku.

    ORCHY?

    LK: Organizacji Orkiestr i Chórów Akademickich. To była taka organizacja, która przydzielała miejsca wyjazdów dla tego typu zespołów: kto pojedzie na festiwal do bratnich narodów (kraje tzw. demokracji ludowej – red.), a kto na podobne wydarzenie, ale np. we Włoszech. W ten sposób się to odbywało – chór nie wybierał sobie destynacji swych podróży, było one z góry przydzielone. Zostaliśmy tam wydelegowani jako przedstawiciele zespołu. Przybyliśmy do Wrocławia 12 grudnia 1981 roku.

    DK: Rano 13 grudnia, gdy się obudziliśmy, dowiedzieliśmy się o stanie wojennym, co oczywiście skutkowało odwołaniem zjazdu, ale też powodowało szereg trudności z naszym powrotem…

    LK: Nadmienię tylko, że pojechaliśmy tam jeszcze jako znajomi z chóru, ale jak to bywa – różne zdarzenia zbliżają nas do siebie…. Tak było i w tym przypadku: wróciliśmy już jako para.

    DK: Stan wojenny nas połączył…

    Ale i rozłączył z jednym z dyrygentów…

    LK: Tak, w tym czasie, po krótkiej, gdyż tylko dwuletniej współpracy ze Zbigniewem Szablewskim (1979-1981), opiekę nad nami objął Maciej Jaśkowiak, który dojeżdżał do nas z Warszawy. Niestety jego przyjazdy, wobec szczególnej sytuacji, okazały się niemożliwe. Wkrótce Jaśkowiak wyemigrował za granicę, zaś zespół, którego działalność została zawieszona również ze względu na stan wojenny, począł czynić poszukiwania nowego dyrygenta. Na szczęście powrócił do nas wcześniejszy dyrygent  - Roman Zieliński (1974-1979, 1981-1985) i wraz z wybudzaniem całego kraju z letargu, obudził się również i chór, by z pieśnią na ustach ruszyć na podbój Europy.

    Wracajmy zatem do wojaży – które z nich wspominacie jako najatrakcyjniejsze?

    DK: Ogólnie wtedy były one znacznie dłuższe – trwały np. dwa tygodnie. Niezwykle ciekawy był ten , w którym zwiedziliśmy aż 7 krajów: Belgię, Niemcy, Francję, Czechosłowację, Węgry, Rumunię, ale przede wszystkim Włochy i Rzym, w którym spotkaliśmy się z Papieżem. Owo spotkanie nie było oficjalnie planowane, nie mieliśmy go w „przydziale”. Udaliśmy się tam prywatnie.

    LK: W Rzymie udało mi się zakupić książkę o zamachu na Papieża. Na granicy węgiersko-czeskiej zatrzymano nas, by skontrolować autokar, co wymagało wypakowania wszystkich rzeczy, których po kilkunastu dniach podróży uzbierało się co nie miara. By móc przejść z jednego do drugiego końca autokaru trzeba było iść po poręczach siedzeń… Nawet nie pomyślałem, że owa książka może spowodować jakieś problemy. Skonfiskowano ją, a nas zatrzymano aż do północy, by wręczyć mi następnie dokument, iż wiozłem książkę, która obraża sojusze.

    DK: W Izraelu, chyba najbardziej egzotycznej destynacji naszych podróży, również spędziliśmy blisko dwa tygodnie. Wraz z innymi chórami z różnych części świata braliśmy udział projekcie artystycznym w ramach obchodów 50-lecia państwa Izrael. Mieszkaliśmy wówczas w kampusie uniwersyteckim i po próbach wychodziliśmy zwiedzać Jerozolimę.

    LK: Jak się później okazało – całkowicie nielegalnie, o czym przekonaliśmy się niemal pod koniec naszego pobytu, gdy organizatorzy zaprosili nas na zwiedzanie miasta pod ochroną wojska. Naszą grupę eskortowały trzy uzbrojone osoby, my zaś – roztropnie – postanowiliśmy zachwycać się miastem, tak jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy.

    Po tych wszystkich latach, czym jest dla Was Chór UMB?

    DK: Mogłabym powiedzieć, że chór niejako trzyma nas przy życiu…

    LK: Nie możemy bez niego funkcjonować – to taka chwila ucieczki od codzienności, coś, co przynosi ukojenie, pozwala nabrać oddechu i zrelaksować się. To taka odrobina przyjemności, że w momencie próby jestem w zupełnie innym świecie.

    DK:  To też coś, co wyznacza nam rytm – przez tyle lat spotykamy się w określone dni, o określonej porze – to ma olbrzymie znaczenie dla organizacji czasu, który w ten sposób nie przepływa nam przez palce. Lepiej przez to funkcjonujemy. A także nieco nas odmładza, obracamy się wśród młodych ludzi: to już trzecie pokolenie, z którym śpiewamy.

    LK: Z pewnością nam to służy, czujemy się młodsi i… zdrowsi.

    Zatem życzę Wam wielu kolejnych dekad na łonie Chóru UMB – na zdrowie!

     

    Rozmawiała Anna Moniuszko

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.