Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Nasza Miss Podlasia - Wiktoria Ptak.
  • Ostatnia zmiana 02.07.2025 przez Medyk Białostocki

    Nasza Miss Podlasia - Wiktoria Ptak

    Wiktora Ptak, studentka medycyny na III roku English Division UMB, została Miss Podlasia 2025. Tym samym zakwalifikowała się do ogólnopolskiego konkursu Miss Polski.

    Supraślanka z urodzenia, ale dorastała na Florydzie w USA. Była świetną pływaczką, mogła być modelką, ale wybrała studia medyczne w Białymstoku. Jest doskonałym przykładem na to, że ciężka praca przynosi owoce.

    13 czerwca w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku zdobyła tytuł Miss Polski Podlasia 2025.

     

    Wojciech Więcko: Na początek ustalmy, ile w Tobie jest jeszcze Podlasianki, a na ile przeważają już geny amerykańskie? Co wolisz do jedzenia: babkę ziemniaczaną czy burgera? Ewentualnie możesz wybrać owoce morza, z których Floryda słynie.

    Wiktora Ptak: - Uwielbiam owoce morza i burgery (śmiech), ale babka ziemniaczana też ma swoje miejsce w moim sercu — szczególnie w piątki! Myślę, że sercem zawsze będę Podlasianką.

    Komu kibicujesz: Jagiellonii Białystok, czy którejś z drużyn z Florydy: Miami Heat, Orlando Magic (obie koszykówka), Miami Dolphins (futbol amerykański), Tampa Bay i Floryda Panthers (obie hokej)?

    - Jagiellonii, na milion procent! Wydaje mi się, że byłam na meczach wszystkich tych wymienionych zespołów z Florydy, ale to dzięki Jagiellonii zakochałam się w piłce nożnej. W USA ten sport nie cieszy się aż taką popularnością.

    Podlaski samogon, czy na modny na Florydzie rum runner(drink na bazie rumu)?

    - Jeszcze nie próbowałam samogonu (śmiech)! Na co dzień wybieram herbatę ziołową… Kto wie, może kiedyś się odważę.

    Ostatnie pytanie w teście. Co jest trudniejsze: zostać miss czy zdać egzamin z anatomii?

    - Trudniej zdać egzamin z anatomii (śmiech). Dla mnie to w ogóle był najtrudniejszy z dotychczasowych egzaminów jakie miałam na studiach. Fizjologia, histologia, czy inne zaliczenia, były wymagające, ale nie tak trudne jak anatomia.

     

    DROGA

    Minęły już prawie dwa tygodnie od momentu, kiedy zostałaś Miss Podlasia. Emocje opadły?

    - Tak prawdę mówiąc, to jeszcze nic się we mnie nie zdążyły obudzić. Dwa dni po gali miss miałam egzamin z farmakologii. Kiedy tylko zakończyła się impreza po finale, ja szybko wróciłam do siebie, żeby się wyspać, bo od rana musiałam się uczyć.

    Naprawdę?

    - Tak. Bardzo ciężko było mi się skupić. Telefon dzwonił non stop. Dostałam mnóstwo wiadomości. Trochę mi głupio, bo nie jestem w stanie wszystkim odpisać. A każdej z tych osób jestem wdzięczna za te wszystkie miłe słowa.

    W dniu egzaminu z farmakologii, który był bardzo trudny, miałam jeszcze umówione wywiady w dwóch rozgłośniach i jedną rozmowę dla gazety. I to było super, bo mnie bardzo odstresowało. Dostałam zastrzyk energii. Po wszystkim wróciłam do domu… i znowu trzeba było się uczyć do kolejnego egzaminu (patofizjologia). Dodatkowo musiałam więcej pomagać mamie, bo złamała nogi i potrzebowała wsparcia. Dużo się działo od momentu wyboru miss, naprawdę dużo.

    Jak poszło Ci z patofizjologii? (wywiad został chwilę po egzaminie).

    - Mam nadzieję, że dobrze. Miałam wspaniałych nauczycieli z tego przedmiotu, więc gdyby mi się jednak nie powiodło, to będzie to tylko kwestia mojego przygotowania.

    Jakie nowe obowiązki doszły ci z tego tytułu, że zostałaś miss?

    – Na razie one się jeszcze nie zaczęły. Z organizatorami konkursu umówiłam się tak, że jak wrócę z USA do Białegostoku, gdzie będę pracować przez całe wakacje, dopiero wtedy rozpocznę te aktywności.

    Urodziłaś się w Supraślu, potem rodzicami wyjechałaś do USA, teraz wróciłaś tu na studia. Opowiedz o swojej drodze?

    - Dzieciństwo w Supraślu pamiętam jako bardzo cudowne. Mama była nauczycielką, tata inżynierem. Początek w Stanach był bardzo ciężki. Miałam 9 lat. Tata pracował na budowie, mama sprzątała. Ja z bratem (Filip) poszliśmy do szkoły, choć nie znaliśmy angielskiego. Celowo nas rozdzielono, żebyśmy nie mogli rozmawiać po polsku i szybciej nauczyli się języka. Wtedy tego tak nie odbierałam. Jak w stołówce jadłeś obiad, to nie mogłeś z nikim porozmawiać, bo nie znałeś języka. To był bardzo smutny i ciężki czas, dla brata też.

    Nasz tata pilnował, żebyśmy mieli więcej aktywności niż tylko szkoła. Jego zdaniem sport był najlepszym dodatkiem, bo uczył dyscypliny i ciężkiej pracy. Ja pływałam, a brat grał w tenisa. W Stanach to właśnie na basenie poznałam pierwsze koleżanki i tam zaczęłam mówić po angielsku.

    Jak ci szło w pływaniu?

    - Należałam do bardzo dobrego klubu, do jego „travel team” (grupa najlepszych zawodników, którzy są przygotowywani do reprezentowania klubu na zawodach – red.). Specjalizowałam się w stylu dowolnym (kraul), na krótkich dystansach (od 50 do 200 m). Wygrywałam na zawodach lokalnych, startowałam też w zawodach międzystanowych jako reprezentantka Florydy. Cała nasza drużyna była bardzo mocna. Moim kolegą był m.in. Caleb Dressel (obecnie jeden z najlepszych pływaków świata – 9x mistrz olimpijski, 15x mistrz świata), czy William Pisani (reprezentant Kanady). Jak wracałam do Polski, to chciałam zapakować wszystkie swoje medale do walizki. Raz - nie zmieściły mi się, a dwa - były za ciężkie. Trzeba było je wysłać osobną paczką, z innymi rzeczami.

    To, gdzie w tym wszystkim studia medyczne albo inaczej – po co?

    - Wypaliłam się. Treningi pływackie były dwa razy dziennie, codziennie. Pierwszy trening był o godzinie 5 lub 6 rano. Po tylu latach pracy, ja już nie miałam siły, chęci, motywacji. Zostały mi piękne wspomnienia, a pływanie nauczyło mnie pokory i dyscypliny.

    Nawet to, że przez jakiś czas pracowałam jako modelka, też było efektem pływania. Na jakichś zawodach zaczepiła mnie agentka z Miami i zaproponowała współpracę. Nie miałam wtedy 18 lat, więc ograniczenia w mojej pracy były znaczne. Chodziłam też do liceum, a zależało mi bardzo na nauce. Sporo zleceń musiałam odrzucać m.in. bardzo dobrze płatny kontrakt w Chinach. Niby była to tylko trzymiesięczna umowa, ale na miejscu trzeba było być tylko trzy dni w każdym w miesiącu.

    A medycyna?

    - Mój brat studiuje medycynę na Florida State University. Teraz zaczyna czwarty rok, ostatni. Jest bardzo zdolny. Rodzice namawiali go na te studia. Mnie nikt nie namawiał, ale uznałam, że skoro on sobie poradził, to ja też dam radę (śmiech).

    W Stanach Zjednoczonych nie można iść na studia medyczne od razu po szkole średniej, jak w Polsce. Po liceum, najpierw trzeba skończyć 4-letnie studia licencjackie (Bachelor’s degree), na których trzeba zaliczyć obowiązkowe przedmioty m.in. z biologii, chemii, fizyki, biochemii czy psychologii. Potem trzeba zdać egzamin MCAT (standaryzowany egzamin wymagany przez wszystkie szkoły medyczne) i dopiero wówczas można złożyć aplikację na studia medyczne. Przy czym zwykle to za mało, żeby ciebie przyjęli. Potrzebna jest twoja jeszcze dodatkowa działalność, np. wolontariat, albo praca w sektorze zdrowotnym. Mimo to mój brat złożył aplikację od razu po studiach licencjackich. Miał świetne oceny, a ale usłyszał, że jest „za młody”, za mało zna życie. Miał 24 lata! (średnia wieku studentów I roku medycyny w USA to 27 lat). Potem zatrudnił się w laboratoriom z zakresu farmakologii, w którym opracowywano nowe warianty popularnego leku przeciwbólowego. Dopiero wtedy udało mu się dostać na studia. Było 12 tysięcy chętnych i tylko 120 miejsc.

    Ja najpierw skończyłam licencjat z psychologii na Uniwersytecie w Tallahassee, zaliczając dodatkowe przedmioty wymagane na studiach medycznych. Następnie przez dwa lata pracowałam jako asystentka w klinice dermatologicznej. Zaangażowałam się też w wolontariat. Gdybym wybrała studia medyczne w USA, to na moją korzyć przemawiałby fakt, że mój brat już studiował medycynę. W Stanach jest to bardzo doceniane.

    W Polsce tylko wynik z matury wyznacza to, czy nadajesz się na studia medyczne.

    - W Ameryce tych czynników jest więcej. Oprócz samych ocen, czy dodatkowej działalności, musisz napisać esej o sobie, przejść rozmowę kwalifikacyjną. Masz udowodnić, że coś sobą reprezentujesz.

    Wszystko po to, że jak już się dostaniesz na studia medyczne, to je skończysz. Uczelnie bardzo tego pilnują i promują się tym, że ich „graduation rate” to jest 100 procent.

    Muszę zadać to pytanie, dlaczego więc studia w Białymstoku?

    - Rodzice wrócili do Polski, do Supraśla. Mają swoje lata. Chcieli zwolnić tempo życia. Miałam dużo różnych myśli. Jakbym podjęła decyzję, że zostaję w USA, to bym już pewnie do Polski nie wróciła. Założyłabym tam pewnie rodzinę, pojawiłby się dzieci, zostałabym lekarzem. W Polsce studia trwają sześć lat. Po nich mogę wrócić do Stanów, mogę też zostać w kraju. Bałam się tego wyjazdu. Tata mojej koleżanki jest anestezjologiem i bardzo namawiał mnie na studia w Polsce. Swoją córkę też wysłał do Polski, aplikowała do Krakowa. W klinice, w której pracowałam, też namawiali mnie na podjęcie tu studiów. Powiedzieli, że lekarz może pracować w każdym zakątku świata.

    Zapadła decyzja i z chłopakiem złożyliśmy dokumenty do Krakowa. Trzeba było zdać egzamin wstępny. Dostaliśmy się oboje, a mój chłopak był najlepszy spośród wszystkich! Jest bardzo mądry.

    Tylko, że potem znowu zaczęłam się zastanawiać. Skoro mam studiować w Polsce, to może lepiej być blisko rodziców? Zrobiłam szybki telefon do taty i to on mnie przekonał, że UMB to bardzo dobra uczelnia. Sęk w tym, że w Krakowie trzeba było już potwierdzić chęć studiowania, a w Białymstoku rekrutacja się jeszcze nie zaczęła. Było trochę nerwów, ale ostatecznie wszystko się udało.

    Nie szkoda było ci było studiów licencjackich zrobionych w USA? Gdybyś po szkole średniej w USA wybrała medycynę w Polsce, byłabyś już lekarzem.

    - Dokładnie tak mówi mój tata. Ja potrzebowałam tego czasu, żeby samemu dowiedzieć się czego chcę. Mogłam zostać w USA, została tam część mojego rodzeństwa. Jest rodzina mojego chłopaka, która mieszka w miejscowości, w której jest moja klinika dermatologiczna. Z drugiej strony bardzo podoba mi się w Polsce, jestem zakochana w Supraślu, Białymstoku.

    Na Florydzie jest zawsze słońce, a na Podlasiu słońce świeci mocniej tylko latem, jesienią czy zimą jest tu tak sobie z pogodą.

    - Po tylu latach życia na Florydzie, zupełnie inaczej postrzegam Podlasie. Doceniam jego spokój, przyrodę, ten wolniejszy tryb życia. Mam wrażenie, że ludzie tu już tego nie doceniają, bo przestali to widzieć. Floryda jest piękna, ale tam wszyscy pędzą, spieszą się. Stoisz w korkach, ciągle masz coś do załatwienia. Szefowa mojej kliniki codziennie wstaje o godzinie 4 rano i pracuje bardzo ciężko do nocy. Mówi się, że „Ameryka jest dla byka” i coś w tym jest.

    Już wiesz co zrobisz jak skończysz studia w UMB?

    - Nie mam jeszcze podjętej decyzji. Mój chłopak mówi, że raczej będzie chciał wracać. Jego rodzice chcą, żeby wracał. Ja na razie widzę się zarówno tu, ale w USA też miałabym co robić. Do powrotu zachęca mnie właścicielka kliniki, w której pracowałam. Bardzo mi kibicuje. Jeszcze się nie zdecydowałam — może Polska, może USA. W obu miejscach mam wsparcie i możliwości. Od decyzji dzieli mnie trzy lata i serce podpowiada mi, że ważne jest, żeby służyć ludziom —niezależnie od kraju, w którym będę.

     

    PRZEPIS NA MISS

    A jak to się stało, że wystartowałaś w konkursie Miss Podlasia?

    - Mój tata namówił mnie do tego. Chodziło mu o to, że ja w zasadzie cały swój czas poświęcałam tylko na studia. W dzień zajęcia, po nich tylko nauka. Nie miałam za wiele koleżanek Polek. Moje znajome są tylko anglojęzyczne. Ja bardzo chciałam wyjść poza tę sferę, ale jak się studiuje medycynę i przykładasz się do tego, to tak naprawdę tego wolnego czasu nie ma za dużo. Nawet szukałam sobie jakiegoś zajęcia w wolontariacie, ale nie znalazłam niczego dla siebie. Mój chłopak nie mówi po polsku, więc więcej codziennych obowiązków spadło na mnie. Ten przeskok z USA do Polski był dla mnie trudny. Mój tata chyba to widział.

    Tak więc poszłam na casting na miss, choć wzięłam ze sobą książki do nauki, bo niedługo miałam zaliczenie.

    Ja jestem bardzo uparta. Jak się za coś biorę, to zawsze chcę to skończyć i to najlepiej jak tylko potrafię. Kiedy już byłam na castingu, to sobie wewnętrznie powiedziałam, że to wygram.

    Doświadczenie z pracy modelki przydało się w konkursie?

    - Bardzo. W ogóle całe trzymiesięczne przygotowania do finału potraktowałam bardzo serio. Od razu pojawiłam się na siłowni, zaczęłam bardziej zwracać uwagę na to co jem. Efekty przyszły szybko, straciłam kilka kilogramów, ale przede wszystkim zaczęłam się lepiej czuć ze sobą. Teraz nie ma zmiłuj i nadal trzeba trzymać formę. Pilates bez limitu! (śmiech) Dziewczyny, z którymi rywalizowałam, okazały się super koleżankami.

    Miss może teraz wyjść z domu bez makijażu?

    - Ja zawsze lubię być zadbana. Wychodząc z domu zawsze mam jakiś makijaż, dobrany strój. Wiadomo, wszystko stosowanie do sytuacji. Jak dobrze wyglądam, to lepiej się czuję, mam w sobie dodatkową pewność i energię do działania. W Ameryce jest tak, że zakupy możesz zrobić nawet w piżamie i nikogo to nie obchodzi. W Polsce jest inaczej.

    Wiem, że jako miss są wobec mnie pewne oczekiwania. Makijaż, fryzura, odpowiedni strój – to te podstawowe wymagania. Nie mogę też teraz wyjść za mąż, czy mieć dzieci.

    O czym się marzy, kiedy zostaje się miss?

    - Moim celem w życiu jest zostawić ten mały kawałek świata lepszym, niż go zastałam. Pragnę, by każdy, kto mnie spotyka, czuł się przy mnie bezpiecznie — by mógł zaufać, otworzyć się i znaleźć we mnie spokój.

    Chcę być dla innych wsparciem i źródłem poczucia bezpieczeństwa — nie tylko jako lekarz, ale przede wszystkim jako człowiek. Marzę, by ludzie, którzy mnie spotkają, zapamiętali mnie właśnie z tego powodu.

    Tytuł miss zawsze wiąże się z wolontariatem, a to w USA była ważna część twojego życia?

    – Tak. Przez lata angażowałam się w różne akcje społeczne — pomagałam dzieciom z trudnych rodzin, osobom bezdomnym, pracowałam przy akcjach charytatywnych w klinikach i szkołach. Dawało mi to poczucie sensu, bycia częścią czegoś większego.

    Po przeprowadzce do Polski było mi trudno odnaleźć się jako wolontariuszka. Szukałam aktywności szczególnie związanych z pomocą dzieciom, osobom starszym czy edukacją zdrowotną, jednak wielu drzwi nie udało mi się otworzyć. To były różne przyczyny: napięty grafik studiów, brak kontaktów, bariera językowa.

    Tytuł Miss Podlasia traktuję nie jako cel, ale jako narzędzie, szansę, by znów być blisko ludzi, znów działać. Chcę wykorzystać ten głos, który mam teraz, by wspierać potrzebujących, budować mosty między społecznościami, a także inspirować innych do bezinteresownego pomagania. Moim marzeniem jest połączyć świat medycyny i świat społeczny, być tam, gdzie naprawdę jestem potrzebna.

    Jaki jest twój przepis na miss?

    - To padło wiele razy podczas konkursu – tu nie chodzi o piękno zewnętrzne. Ważne jest kim jesteś, jaką jesteś osobą, co sobą reprezentujesz. Musisz mieć umiejętność kontaktu z ludźmi, zjednywania ich. Miss ma dużo różnych spotkań, to są też wywiady. Przecież jak rozmawiasz w radio, to nie widać, jak wyglądasz. Musisz mieć w sobie życzliwość do ludzi, empatię. Miss jest osobą, która powinna inspirować innych do działania, do zmian.

    Myślę, że moim atutem był też mój wiek. Mam 27 lat. Jestem kobietą, która ma za sobą różne przeżycia i doświadczenia. Na scenie rywalizowałam z młodszymi koleżankami. One są bardzo piękne, ale dopiero zaczynają swoją drogę. Gdy ja miałam tyle lat, byłam niepewna, wystraszona, nie wiedziałam jeszcze, ile jestem warta. Dlatego tak bardzo je podziwiam – każda z nas dojrzewa we własnym tempie.

    Jak stałam na scenie opery, to dla mnie już się nie liczyło, czy zostanę miss. Ja wewnętrzne czułam się wygraną. Wiedziałam jaką mam przyszłość przed sobą: studiuję medycynę, niedługo zostanę lekarką. Będę leczyć ludzi, będę poznawać ich historie. Tak, walczyłam o to, by zostać miss. Bardzo się starałam. Jednak to nie był mój priorytet.

    A jak się odnajdujesz w tym kolorowym świecie. Piękne stroje, wszystkie światła skierowana na Ciebie, kolejka do wywiadów?

    - Bardzo to lubię. Naprawę. Jest to dla mnie jednak tylko przerywnik w mojej codziennej pracy. Super odskocznia od studiów i nauki. Dostaję wtedy dodatkowej energii. Poznaję nowych ludzi. Nawet po konkursie, kiedy wiele osób chciało sobie ze mną zrobić zdjęcie, każda z nich chciała zamienić ze mą kilka zdań, powiedzieć coś miłego. To niezwykle serdeczne z ich strony.

    A pojawiły się propozycje matrymonialne?

    - W mediach społecznościowych dostałam tysiące wiadomości, na różnych komunikatorach. Komórka non stop dzwoni, przychodzą smsy. Nie zawsze miałam możliwość oddzwonić czy odpisać, bo tego są aż duże ilości. Na razie nikt wprost nie zaoferował się z małżeństwem (śmiech). Nie wykluczam jednak, że takie oferty już padły, tylko ja ich jeszcze nie przeczytałam (śmiech).

    A gdzie trzymasz koronę miss?

    - Koronę na co dzień mają organizatorzy konkursu. Kiedy jej potrzebuję do swoich działań, to po prostu ją od nich pożyczam.

     

    Rozmawiał Wojciech Więcko

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.