Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Naukowy duet na topie: Zalewska - Maciejczyk.
  • Ostatnia zmiana 24.01.2022 przez Medyk Białostocki

    Naukowy duet na topie: Zalewska - Maciejczyk

    Dr Mateusz Maciejczyk (adiunkt w Zakładzie Higieny, Epidemiologii i Ergonomii) i prof. Anna Zalewska (kierownik Zakładu Stomatologii Zachowawczej) to naukowy duet, który w 2020 roku okazał się najlepszy jeśli chodzi o publikacje naukowe na UMB.

    Na szczycie listy znalazł się 30-letni dr Maciejczyk (absolwent farmacji z 2016 r.). To spore wydarzenie, ale nie niespodzianka. Dość rzadko osobom ze stopniem doktora udaje się naukowo „wyprzedzać” profesorów. Trzeba jednak zaznaczyć, że Mateusz Maciejczyk to czołówka polskich naukowców młodego pokolenia. Od kilku lat za swoje badania jest regularnie nagradzany przez różne instytucje krajowe i europejskie. W uczelnianych rankingach naukowych na dobre zadomowił się na wysokich lokatach. A gdyby wszystko ułożyło się jak trzeba, pewnie w tym roku świętowałby podwójnie, odbierając swoją habilitację.

    Duet Zalewska-Maciejczyk zajmuje się m.in. poszukiwaniem biomarkerów różnych chorób w ślinie. To bardzo nowatorskie eksperymenty. Wykazali przydatność badań śliny w diagnostyce m.in. przewlekłej choroby nerek u dzieci. Diagnostykę śliny można także zastosować u chorych z demencją, udarami, nadciśnieniem tętniczym, przewlekłą niewydolnością serca, otyłością olbrzymią, łuszczycą czy zapaleniami przyzębia. Naukowcy patrzą już w kierunku diagnostyki nowotworów: raka jelita grubego czy raka nerki.

     

    Dla Medyka Białostockiego

    Prof. dr hab. Adam Krętowski, Rektor Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku

    - Bardzo się cieszę, że młodzi naukowcy są tak wysoko w zestawieniu. To zawsze było moje marzenie, aby na UMB stworzyć im takie warunki do pracy, by mieli osiągniecia i mieli szasnę rozwoju. Składam im gratulację i bardzo się cieszę z ich sukcesów.

    Nasze rankingi są oparte o stałe kryteria, które są stosowane od lat. Od pewnego czasu obserwuję, że liczba dobrych publikacji na naszej Uczelni rośnie w sposób niesamowity, a liczba cytowani, to praktycznie linia pionowa pnąca się do góry. Jeszcze kilkanaście lat temu tych cytowani jako Uczelnia mieliśmy kilka-kilkanaście rocznie, dziś mamy ich po kilkanaście tysięcy. Bardzo się cieszę, że każdy, kto chce u nas robić naukę, ma taką szasnę.

    Not. bdc

    Wojciech Więcko: Pani profesor, czy młodzi nie naciskają za bardzo?

    Prof. Anna Zalewska: - Młodzi są motorem całego rozwoju. Bardzo dobrze, że się nie boją pracować, nie mają kompleksów i wiedzą, że można być lepszym od profesora. Ja naukowo zaszłam bardzo daleko i może gdyby nie ci młodzi naukowcy, Mateusz, to by mi się już aż tak bardzo nie chciało. Czasami człowiek chciałby sobie odpuścić. Moja praca to moja pasja, a oni energii mają niespożyte pokłady i ona mi się udziela. Tak więc pracuję dalej.

    Matusz to Pani „naukowe” dziecko?

    Prof. Zalewska: - Tak (śmiech). Dla mnie podstawą pracy naukowej jest zespół, czyli grupa ludzi, która chce ze sobą pracować. Nauka to dla mnie więcej niż praca. To dla niej zarywam noce, weekendy, pracuję na urlopie. Tylko ja tę pasję muszę z kimś dzielić. Samej by mi się aż tak nie chciało. W zespole jest lepiej. Razem z Mateuszem mamy podobne charaktery, czasami wybuchowe. Nikt się na nikogo nie obraża, nikt od nikogo nie ucieka. Nadajemy na tych samych falach. Przy czym nasz zespół naukowy jest dużo większy niż nasza dwójka. Skład zależy od realizowanego akurat projektu naukowego. My staramy się koordynować całość, kontrolować itp.

    Nie zdarza się często, że doktor odbiera wyróżnienie przed profesorami? Jak to wyglądało z Pana strony?

    Dr Mateusz Maciejczyk: - Rok 2020 był dla nas bardzo produktywny. To był okres pandemii, kiedy wszystko zostało zamknięte. Zajęcia ze studentami odbywały się zdalnie. Człowiek siedział w domu, nie miał potrzeby z niego wychodzić, więc wreszcie był czas, żeby opracować te wszystkie wyniki i przygotować z nich publikacje. To pisałem. Choć przyznam, że wena twórcza utrzymała się tylko na początku. Później było już trudniej utrzymać narzucone tempo pracy. Doszliśmy wtedy do naszych fizycznych i psychicznych granic. 

    Prof. Zalewska: - W roku 2020 napisaliśmy naprawdę dużo i naprawdę sporo opublikowaliśmy. Ja dopiero teraz odzyskuje chęci pisania, taką świeżość w tworzeniu.

    Dr Maciejczyk: - Jak zawsze w życiu, są okresy lepsze i gorsze. U nas 2020 rok był naprawdę super. Mieliśmy przy tym dużo szczęścia, bo recenzje naszych artykułów otrzymywaliśmy nawet po niespełna dwóch tygodniach! W normalnych czasach bywa, że rok to za mało.

    Prof. Zalewska: Za to w tym roku (2021 – red.) pandemia mocno komplikuje nasze prace badawcze. Oczywiście mamy swoje laboratorium, badania na zwierzętach i tu te wszystkie badania trwają. Mamy jednak ogromny problem z pozyskaniem materiału klinicznego. Kliniki są pozamykane, na razie nie jesteśmy tam wpuszczani. Mamy rozgrzebane badania i nic nie możemy zrobić. Np. mamy pobrane próbki od 20 pacjentów i stop. Nie możemy dalej pobierać prób. A próbki od 20 pacjentów to za mało, żeby stworzyć coś wartościowego. Czekamy. Czekają też naukowcy, którzy potem mieli te próbki przetwarzać. W szpitalu dziecięcym oprócz pandemii jest jeszcze ogromny remont, to też nas wstrzymuje.

    W jaki sposób powstał Wasz naukowy duet?

    Dr Maciejczyk: - Na III-IV roku studiów szukałem sobie koła naukowego, aby móc się rozwijać. Miałem swoje wymagania. Bardzo mi zależało, żeby w takim kole było mniej teoretycznych dyskusji, a więcej prawdziwej nauki, badań i publikacji. Tematycznie interesowały mnie okolice biochemii. Trafiłem do koła dr Małgorzaty Knaś, która współpracowała już z prof. Zalewską. Tak doszło do nawiązania tej współpracy.

    Pamiętasz swoją pierwszą publikację, po której poczułeś, że robisz „naukę”?

    Dr Maciejczyk: - To był chyba rok 2015 r., byłem wtedy na V roku. To była publikacja dotycząca „szczurów cukrzycowych”. Oczywiście wcześniej były jakieś drobniejsze opracowania, monografie, ale po opublikowaniu tej pracy poczułem, że to jest ten mój początek. Czułem, że ona była naprawdę dobra. Pojawiły się od razu cytowania.

    Jak pracuje duet prof. Zalewska-dr Maciejczyk?

    Prof. Zalewska: - Przede wszystkim u nas nie ma dystansu spowodowanego tym, że ja jestem profesorem, a Mateusz to doktor. Mówimy do siebie na „ty”.

    Dr Maciejczyk: - Przyznam szczerze, że na początku miałem bardzo duży opór, żeby przejść na „ty” z panią profesor. A drugie, co mnie zdziwiło od samego początku naszej współpracy, to byłem traktowany na równi, po partnersku. Jeśli miałem dobry pomysł, to on był wdrażany.

    Prof. Zalewska: - Takiego sposobu pracy nauczyłam się na półtorarocznym stypendium w Kopenhadze (Dania). Naukowo był to bardzo twórczy okres. Nauczyłam się tam innego planowana swojej pracy, innej pracy w laboratorium. Ja jestem dentystą, wtedy nie umiałam nawet obsługiwać pipety. Nauczono mnie tam normalnego podejścia do ludzi. Jak masz dobry pomysł, to nie ma znaczenia czy jesteś profesorem, czy studentem. Teraz już nie wyobrażam sobie, że skoro pracujemy razem w grupie, zarywamy noce dla wspólnego celu, to kiedy w pracy wspólnie jemy śniadanie przy stole, to on mi będzie „profesorował”.

    Dr Maciejczyk: - Za granicą jest tylko magister i doktor. Profesor to jest stanowisko szefa zespołu lub tytuł honorowy. Liczy się tylko to, jakie masz publikacje czy jakie granty potrafisz zdobyć.

    A inne kulisy pracy?

    Prof. Zalewska: - Tej pracy jest sporo, w nocy, nad ranem czy w wakacje. Nie mamy asystentów, techników, jest nasza dwójka, która musi ogarnąć całość zadań. Naszą siła jest to, że się uzupełniamy. Jak ja mam gorszy czas, to Mateusz bierze więcej na siebie, jak on – to ja.

    Dr Maciejczyk: - Nikogo z nas nie trzeba zmuszać do pracy. Nikt nie czuje się wykorzystany. Nam tak samo chce się pracować. Wzajemnie się motywujemy. Mówi się w takich sytuacjach, że jest między nami chemia.

    Prof. Zalewska: - Mateusz uczy mnie zupełnie innego podejścia do nauki. To on tłumaczy mi czym jest komercjalizacja nauki, że punkty i publikacje to nie wszystko. Dba o to, aby to, co robimy, miało przełożenie na coś konkretnego, coś, co komuś faktycznie pomoże. To on łapie mnie za rękaw i mówi, teraz nie publikujemy, najpierw zrobimy patent. Mi to by do głowy nie przyszło.

    A jeśli chodzi o samą pracę, to ja najbardziej lubię pracować rano, tak od godziny 3-4. Szczególnie w gorących okresach bywa, że swój dzień zaczynam nawet o godz. 1 w nocy. Mój dom wtedy śpi, dzieci śpią, włączam komputer i mam dla siebie kilka godzin spokoju. Nikt do mnie nie zadzwoni, nie mam papierów do podpisania itp. W tzw. międzyczasie potrafię jeszcze ugotować obiad czy coś tam przygotować domownikom (śmiech). Kiedyś potrafiłam przychodzić do pracy nawet przed godz. 4. Wtedy na parkingu zwykle spotykałam już ś.p. prof. Krzysztofa Worowskiego.

    Dr Maciejczyk: - U mnie jest zupełnie odwrotnie. Ja swoją pracę wolę kończyć do nocy, tak by nie musieć pracować rano. Przy czym chcę wszystko zrobić w pracy i nie zabierać niczego do domu. Nawet jeśli jest konieczność pracy po godzinach, to wolę do nocy siedzieć u siebie w gabinecie, niż to samo zrobić w domu.

    Kiedyś świata nie widziałem poza laboratorium. Dziś już się chyba nim nasyciłem. Spędziłem w nim już tyle godzin… Obecnie większą frajdę daje mi analiza danych, przygotowywanie publikacji czy pisanie grantów. Nasze laboratoria powoli przejmują doktoranci.

    Prof. Zalewska: - Myślę, że naszą najmocniejszą stroną jest pisanie publikacji naukowych. To bardzo ważne, żeby umieć sprzedać to co się robi. Bez tego nie zdobędzie się tych wszystkich punktów. Przy czym naukowe pisanie bardzo się różni od tego z lekcji polskiego. Ja w szkole zawsze byłam z tego dobra. Lubiłam pisać i umiałam to robić. Kiedy jednak prof. Krzysztof Zwierz sprawdzał moje pierwsze opracowania naukowe, to się prawie na niego śmiertelnie obraziłam. Pisał mi tylko „bełkot”, „bełkot”, „nie rozumiem”. Teraz już wiem dlaczego. Wtedy swoje opracowania naukowe pisałam pięknym, kwiecistym polskim. Pamiętam też jak w jednym amerykańskim czasopiśmie przez rok recenzenci ciągle odsyłali mi artykuł, ciągle z nowymi poprawkami. Siedem razy, po dwóch recenzentów. Za każdym razem wszystkie uwagi skrupulatnie nanosiłam na tekst. Po roku redaktor czasopisma napisał mi, że opublikuje moją pracę, bo jest pod wrażeniem mojej cierpliwości. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam. Trzeba mieć w sobie naprawdę dużo pokory, żeby umieć przyjąć te wszystkie krytyczne uwagi.

    Jak wynajdujecie tematy swoich badań?

    Dr Maciejczyk: – Mamy swoją niszę, w której się świetnie odnajdujemy, czyli badania śliny. Kiedy zaczynaliśmy, wielu nie traktowało nas poważnie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to my mieliśmy rację, a nasze osiągnięcia są na światowym poziomie. Trzeba wierzyć w siebie i wykorzystywać nadążające się okazje.

    Prof. Zalewska: - Ślina nie stanowi już większych tajemnic przed nami i jako temat trochę nam się „przejada”. Generalnie naukowo szukamy już sobie czegoś innego. Chcemy wyjść z naszych schematów, zmienić sposób oznaczeń. Chcemy się dalej rozwijać.

    Jak można dołączyć do Waszego zespołu?

    Prof. Zalewska: - Można do mnie przyjść i porozmawiać. Przy czym ja w pierwszej rozmowie zawsze taką osobę zniechęcam (śmiech). Mówię, że to ciężka praca i jest jej naprawdę dużo. Na dodatek pieniądze z tego nie są najlepsze. I jeśli nie udało mi się ostudzić tego entuzjazmu, to odsyłam taką osobę do koła naukowego, które prowadzi Mateusz. A potem już wspólnie ją obserwujmy. Jeśli przetrwa sam początek, który jest najcięższy, bo trzeba się we wszystko sprawnie wdrożyć, poznać nasze procedury, wgryźć się naukowo w nasze tematy i nie ma z tego wymiernych korzyści tego, to wtedy już jej kibicujemy.

    Jaki jest kolejny krok w takiej współpracy?

    Prof. Zalewska: - Staramy się, żeby taka osoba zaczęła coś pisać. Jednocześnie zwykle zlecamy jeszcze zbieranie materiału do badań. To taki test, jak ktoś się wywiązuje z konkretnych zadań, ale też czy dotrzymuje terminów. Oczywiście zakładamy, że coś może się nie udać, bo to w naszej pracy jest zupełnie naturalne.

    Pamiętam jedną z naszych doktorantek, z którą realizowaliśmy badania w szpitalu w Choroszczy. Zbieraliśmy tam materiał kliniczny. Trzeba było być tam przed godz. 5 rano, a wliczając konieczność dojazdu, pobudka musiała być naprawdę wcześnie. I ona zawsze była. Jak się z nią umawiałam, że na rano będę miała opracowane dane, to zawsze je miałam. Bardzo solidna dziewczyna.

    Co poczuliście, kiedy zobaczyliście ranking?

    Prof. Zalewska: - Bardzo się ucieszyłam, widząc Mateusza na czele. Może o kogoś innego to byłabym trochę „naukowo” zazdrosna. Widząc Mateusza, cieszyłam się prawie tak, jakbym to ja tam była. Od razu do niego dzwoniłam, ale nie odbierał.

    Dr Maciejczyk: - Ja się dowiedziałam od Ani. Jednak uczciwie mówiąc, mieliśmy przeczucie, że będziemy wysoko. W poprzednim rankingu też zajęliśmy dobre miejsca, a 2020 r. był dla nas dużo lepszy.

    Prof. Zalewska: - Pamiętam, jak kiedyś podczas jakichś towarzyskich spotkań, usłyszałam, że jeden z naszych naukowców ma już w sumie ok. 400 IF. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Myślałam sobie, jak to wtedy jest? A dziś? Mateusz jest jeszcze trochę przed tym progiem, ja już po.

    No jak się człowiek czuje, kiedy przekracza próg 400 IF?

    Prof. Zalewska: - Normalnie (śmiech). Prawda jest taka, że ja już nie sprawdzam swoich punktów. Robię to zwykle na potrzeby jakichś wystąpień czy sprawozdawczości. Bardziej pilnuję punktów moich doktorantów.

    Nie ma w Was żalu, że nie odbędzie się gala wręczenia nagród rektorskich? Z jednej strony sukces trochę zawdzięczacie pandemii, a teraz ona zabrała Wam tę przyjemność z pokazania się społeczności Uczelni?

    Dr Maciejczyk: - My tego nie zrobiliśmy dla nagrody. Pewnie fajnie byłoby uczestniczyć w takim wydarzeniu, ale to nie jest najważniejsze.  

    Prof. Zalewska: - Ja trochę żałuję, że Mateusz nie będzie miał okazji odebrać tej nagrody osobiście. W sensie naukowym oboje jesteśmy znikąd. Nie mieliśmy wśród naszych bliskich osób, które by nam podpowiadały, co, jak, kogo podpytać o coś, którą ścieżkę lepiej wybrać. My to wszystko sami musieliśmy odkryć, sami popełniać błędy.

    Co dalej? Poprzeczka zawisła bardzo wysoko?

    Prof. Zalewska: - Profesura u Mateusza.

    Dr Maciejczyk: (śmiech).

    Prof. Zalewska: - On już zbiera dorobek. Jest promotorem pomocniczym w jednym doktoracie, zaraz będzie w drugim. Ma chętnych, którzy chcą u niego zrobić doktorat. Najbardziej się cieszę z tego, że on nie czuje naukowego przesytu. Wielu robi tak, że po doktoracie czy habilitacji, odpuszcza sobie na 2-3 lata, żeby odpocząć. Mateusz jest w ciągłym biegu. Odpoczynek przewiduję dopiero, kiedy on zrobi profesurę (śmiech). A już na serio, nie lubimy mówić o planach, które nie są jakoś rozpoczęte. Mamy jakieś swoje naukowe marzenia, ale nie bardzo jest o czym mówić. Najważniejsza obecnie jest kariera Mateusza. Ja już rozglądam się za jego, ale i swoim następcą. Marzy mi się osoba po stomatologii. Nasi absolwenci są najlepsi w Polsce jeśli chodzi o egzamin końcowy, myślę więc, że czas na takiego topowego naukowca po stomatologii. To jest taki mój dług do spłacenia wobec osób, które spotkałam na swojej drodze, które bardzo mi pomogły. Za chwilę Mateusz też rozpocznie swoje spłacanie naukowego długu i on też będzie odpowiedziany za młodych naukowców.

    A jaki będzie 2021 r.?

    Prof. Zalewska: - Niezależnie od efektu końcowego, dobry.

     

    Rozmawiał Wojciech Więcko

     

     

     

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.