Prof. Janusz Dzięcioł trzecią kadencję pełni funkcję Prorektora ds. Szpitali Klinicznych i Kształcenia Podyplomowego. Rozmawiamy z nim o kulisach jego pracy.
Wojciech Więcko: Kiedy rozpoczynał Pan swoją pierwszą kadencję jako prorektor w 2016 roku, w pierwszym wywiadzie dla Medyka Białostockiego zażartował Pan, że nie jest już „dzięciołem” a „skowronkiem”. Wszystko dlatego, że nowych obowiązków było więcej, więc część dotychczasowych aktywności zawodowych musiał Pan przełożyć na godziny poranne. Jak wygląda sytuacja obecnie?
Prof. Janusz Dzięcioł, Prorektor ds. Szpitali Klinicznych i Kształcenia Podyplomowego: - Trochę się poprawiło (śmiech). Już nie wykonuję niektórych badań diagnostycznych od godz. 6, a zaczynam o godz. 7. Lubię tę cześć mojej pracy, która dotyczy działalności diagnostycznej w zakresie biopsji aspiracyjnej cienkoigłowej. Nawet kiedy ówczesny rektor elekt prof. Adam Krętowski, zaproponował mi objęcie funkcji prorektora, poprosiłem o możliwość jej kontynuacji. Pan rektor wyraził na to zgodę. Przyjmując propozycję pana rektora, zdawałem sobie sprawę, że trzeba będzie wiele spraw przeorganizować, niektóre może trochę ograniczyć, ale nie zamierzałem rezygnować z pracy z pacjentem. W pierwszym okresie sprawowania funkcji prorektora, w jednej z jednostek organizacyjnych USK rzeczywiście rozpoczynałem badania od godz. 6 rano. Teraz zaczynam swoje badania od godz. 7. Ponieważ w trakcie ich wykonywania współpracuję jeszcze z trzema osobami, to chciałem zminimalizować uciążliwości związane z tak wczesną porą. Tak pracujemy przez kilka dni w miesiącu, nie na co dzień.
Ówczesny rektor prof. Adam Krętowski wyraził również zgodę na kontynuowanie pełnienia funkcji kierownika Zakładu Anatomii Prawidłowej Człowieka. Pogodzenie wszystkich obowiązków było i jest możliwe dzięki pracy całego zespołu pracowników zakładu, za co im bardzo dziękuję. To dzięki ich zaangażowaniu zajęcia dydaktyczne z anatomii realizowane są na właściwym poziomie na 14 kierunkach.
PROREKTOR
Nowa kadencja to też nowa nazwa funkcji. Czy oznacza to nowe zadania i nowy zakres odpowiedzialności, czy to raczej zabieg kosmetyczny?
- Nowa nazwa działu, i w konsekwencji funkcji, jest doprecyzowaniem zakresu obowiązków oraz odpowiedzialności. Funkcja prorektora ds. klinicznych była czasami kojarzona z nadzorem nad badaniami klinicznymi, które nie były w kompetencjach prorektora ds. klinicznych. Nowy podział kompetencji pomiędzy prorektorami jednoznacznie wskazuje, że badania kliniczne są nadzorowane przez Prorektora ds. Medycyny Cyfrowej i Badań Klinicznych prof. Adama Krętowskiego. Proszę zwrócić uwagę, że zmieniła się nie tylko nazwa działu, który nadzoruję, ale zmieniła się cała struktura na poziomie funkcjonowania prorektorów.
Jeśli chodzi o samą zmianę nazwy działu i funkcji prorektora, to spowodowała ona tylko nieznaczną korektę w zakresie moich obowiązków. Jest ich więcej, przy czym wynika to nie z samej zmiany nazwy, a z tego, że w poszczególnych obszarach odpowiedzialności zwiększyła się liczba zadań. Prosty przykład: szpitale kliniczne. W początkowym okresie, kiedy zaczynałem pełnienie funkcji prorektora (2016 r. – red.), modernizacja szpitala USK była w końcowym etapie. Była to ogromna inwestycja, którą realizowano już od kilku lat. I ona była wówczas praktycznie jedynym naszym tak wielkim zaangażowaniem. To była naprawdę ciężka praca mojego poprzednika prof. Zenona Mariaka. Teraz równolegle w obrębie naszych szpitali klinicznych – zarówno USK jak i UDSK – realizowanych jest kilka dużych projektów inwestycyjnych. Jako prorektor uczestniczę w posiedzeniach komitetów sterujących dotyczących tych inwestycji i staram się koordynować ich prace z racji nadzoru UMB nad szpitalami. Pracownicy nadzorowanego przeze mnie działu biorą aktywny udział w pracach nad nowymi wnioskami, które zostały przygotowane i złożone na kolejne projekty inwestycyjne. Część wniosków została już zatwierdzona i przyjęta do realizacji, część czeka jeszcze na zatwierdzenie. W tym ten największy w historii naszej Uczelni, czyli inwestycję USK przy ul. Żurawiej.
Mówimy o Uniwersyteckim Centrum Onkologii Spersonalizowanej?
- Tak, ale to tylko jeden z elementów całego przedsięwzięcia dla szpitala USK z lokalizacją przy ul. Żurawiej. W ramach tej inwestycji ma tam powstać nie tylko UCOS, ale też ma być zmodernizowany cały kompleks szpitalny na bazie tego już istniejącego.
Obecna niedawno w UMB Minister Zdrowia Izabela Leszczyna mówiła, że dokumenty z tym związane czekają tylko na zatwierdzenie przez rząd.
- Tak, tylko znowu samo się tu nic nie robi. Za przygotowaniem projektu inwestycyjnego na poszczególnych etapach stoi cały sztab ludzi ze strony Uczelni i szpitala. Ogrom uzgodnień, spotkań, pilotowanie zadań i sprawdzanie na jakim są etapie, w jakim momencie zapadają ważne dla nas decyzje. W trakcie przygotowań otrzymujemy z poszczególnych resortów uwagi odnośnie danego projektu i trzeba się do nich pilnie odnieść. Naprawdę chylę czoła przed zespołem, który za to odpowiada. W realizację projektu osobiście zaangażowany jest Rektor prof. Marcin Moniuszko, który bardzo dużo czasu i energii poświęcił na koordynację działań na szczeblu centralnym. Teraz czekamy na zatwierdzenie projektu przez Komitet Stały Rady Ministrów i podpis premiera.
I potem ruszy cała machina...
- To wyczekiwanie jest najtrudniejsze. Rektor prof. Marcin Moniuszko i wiele osób zaangażowanych w projekt poświęciło w jego przygotowanie ogrom czasu i pracy. W UMB dużo się dzieje, wiele projektów prowadzonych jest równolegle. Zawsze jest coś do realizacji. Nudy nie ma.
Inwestycja związana m.in. z budową nowego bloku poradni w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym wkracza właśnie kluczowy moment. A przecież niedawno zakończyły się tam remonty klinik, nadbudowane piętro nad wejściem głównym jest już gotowe. Już niedługo rozpoczną się wykopy pod blok poradni, czyli trzeba będzie wyłączyć cały obszar przed szpitalem. Nawarstwi się problem braku miejsc parkingowych, który już teraz jest uciążliwy.
W szpitalu USK z lokalizacją przy ul. Żurawiej kończy się budowa budynku E2, w którym znajdą się obie nasze kliniki zakaźne – kierowane odpowiednio przez prof. Annę Moniuszko-Malinowską i prof. Roberta Flisiaka. W końcowej fazie są ustalenia w zakresie funkcjonowania pomieszczeń poza terenem klinik pozostających w dyspozycji pracowników tych jednostek.
SZPITALE
Czy zadania inwestycyjne w szpitalach to priorytet w obowiązkach prorektora ds. szpitali klinicznych?
- Priorytetem tej funkcji, i dla mnie osobiście, jest pacjent i pracownicy, a w związku z tym dobrze funkcjonujące szpitale. Te zadania inwestycyjne, o których mówimy to jest jeden z elementów zakresu obowiązków uzupełniający codzienny nadzór nad szpitalami i spółkami, dla których UMB jest organem założycielskim i właścicielem.
Nasze szpitale i spółki to podmioty niezależne. Mają swoją kadrę zarządzającą i wszystkie decyzje ich dotyczące zapadają w szpitalach. Jednak jest potrzebna pewna koordynacja działań tych jednostek z Uczelnią, bo oprócz ich głównej funkcji, czyli szeroko rozumianych świadczeń medycznych, realizują one również zadania dydaktyczne i naukowe. Część pracowników szpitali i spółek jest jednocześnie pracownikami Uczelni.
Ostatnio głośno w mediach jest o niedostatecznie wysokich kwotach kontraktowych z NFZ dla szpitali. To też Pana zadania?
- Jest to przede wszystkim ból głowy dyrekcji szpitali. Jednak ja mam w nadzorze kontrolę tych zagadnień.
Rzeczywiście jest tak, że przyznawane fundusze w różnych formach nie do końca spełniają nasze oczekiwania. Przy czym to nie zawsze wynika ze złej woli samego płatnika, tylko algorytmy przyznawania środków są takie, a nie inne. Nasz szpital USK jest w szczególnej sytuacji. Jest wielospecjalistycznym szpitalem o najwyższym stopniu referencyjności, z najlepszym sprzętem i fachowcami, a jednocześnie część świadczeń jest finansowana na poziomie szpitali o niższym poziomie referencyjności. Nieco lepsza sytuacja finansowania jest w przypadku SOR, ale biorąc pod uwagę liczbę zgłaszających się pacjentów, tam również przydałoby się większe finansowanie. W wielu zakresach szpital nie może w pełni wykorzystać posiadanego potencjału, ponieważ sprawuje opiekę nad pacjentami, którzy mogliby być leczeni w innych podmiotach, o niższym stopniu referencyjności. To takie błędne koło.
Wracając do pana pytania – w zakresie moich obowiązków jest stały kontakt z płatnikiem, czyli z NFZ m.in. w celu zapewnienia jak najlepszych warunków finansowanych dla naszych szpitali i spółek czy omawiania bieżących potrzeb. W tym zakresie ściśle współpracuję z dyrekcją naszych szpitali. Chodzi też o przyspieszenie i ułatwienie wzajemnej komunikacji.
MBA W UMB
A druga część nazwy funkcji, czyli szkolenia podyplomowe - z czym to się wiąże?
- Dział, który nadzoruję, organizuje i koordynuje różnego rodzaju kursy oraz szkolenia w zakresie specjalizacji dla kierunków: lekarskiego, lekarsko-dentystycznego, diagnostyki laboratoryjnej, farmacji. Przy organizacji kursów dla diagnostów laboratoryjnych zajmujemy się w sprawami administracyjnymi specjalizacji, organizacją i nadzorem nad kursami. Z działem ściśle współpracuje pełnomocnik rektora do ds. specjalizacji diagnostów laboratoryjnych prof. Maciej Szmitkowski. Przy realizacji poszczególnych kursów współpracujemy także z ich kierownikami. W ubiegłym roku udało się zorganizować ponad 60 różnych kursów, z których skorzystało przeszło 900 osób.
Zespół pracowników działu koordynuje prace i administruje studiami podyplomowymi MBA: „MBA w ochronie zdrowia” (tu ruszyła trzecia edycja) oraz „MBA w ochronie zdrowia zintegrowane z biobankowaniem i badaniami klinicznymi” (trwa właśnie druga edycja). Te drugie studia realizujemy razem z Agencją Badań Medycznych, przez co dla uczestników są one bezpłatne.
Niedawno zostały uruchomione, wspólnie z Wydziałem Nauk o Zdrowiu - z prof. Małgorzatą Żendzian-Piotrowską, studia podyplomowe z zakresu „Edukacji zdrowotnej”, które realizujemy jako projekt Ministerstwa Edukacji Narodowej, także bezpłatne dla uczestników.
Wszystkie te edycje studiów wymagają ogromnego zaangażowania pracownic działu w ich organizację i bieżące administrowanie. Na każdym zjeździe jest przedstawicielka działu, żeby wszystkiego na miejscu dopilnować. Praktycznie zajęcia są w każdy weekend, bo przecież te edycje studiów nakładają się na siebie. Ja podziwiam panie pracujące w moim dziale, znakomicie to wszystko poukładały.
Ile osób liczy zespół rektora ds. szpital klinicznych i kształcenia podyplomowego?
Jest zespół sześcioosobowy z panią kierownik Katarzyną Zajkowską, czyli dział liczy siedem osób.
Dużo, mało?
- Przydałoby się więcej. Naprawdę. W tej chwili, jak doszły te dodatkowe studia podyplomowe, nowe specjalizacje, staże English Division i kiedy są realizowane inwestycje szpitalne, to naprawdę jest co robić. A przecież zdarzają się sytuacje nagłe, gdy w piątek otrzymujemy wiadomość, że trzeba pilnie przygotować określone informacje i przekazać je wnioskodawcy. I wszystkie terminy są dotrzymywane. Jestem pełen uznania dla pracy pań z mojego zespołu.
LUDZIE
Z jaką sprawą można przyjść do Pana?
- Z każdą. Na co dzień są to osoby zgłaszające różne problemy i postulaty. Są pracownicy jednostek szpitalnych, którzy chcą podzielić się uwagami w zakresie funkcjonowania kliniki na bazie szpitala. Pod względem administracyjnym decyzje podejmuje dyrekcja szpitala, ale zdarza się, że wskazane są wcześniejsze uzgodnienia z Uczelnią. W tym zakresie czasami są potrzebne konsultacje wspólnie z Prorektorem ds. Kształcenia prof. Adrianem Chabowskim. Ostateczną decyzję zawsze podejmuje rektor, ale jej strona organizacyjno-formalna jest w zakresie moich obowiązków.
Czasami zdarzają się skargi pacjentów, w większości nieuzasadnione. Najczęściej są to uwagi pisemne dotyczące pracy szpitala. Czasami takie osoby zgłaszają się bezpośrednio do mnie, bo uważają, że osiągną większy efekt, kiedy jest rozmowa z przedstawicielem organu tworzącego szpital, a nie z osobą, która na co dzień operacyjnie nim zarządza. Tematyka tych spotkań jest bardzo szeroka, od zastrzeżeń do pracy lekarzy aż do samego funkcjonowania szpitala. Nie oszukujmy się, przy tak rozległej działalności tych jednostek, takiej liczbie sprzecznych interesów, to w zasadzie ciągle coś komuś nie pasuje. Nie zawsze jest miło. Są różne rozmowy, różne sytuacje. Taka jest rola prorektora, żeby łagodzić te wszystkie konflikty.
Szpital USK to prawie 3 tys. pracowników, UDSK – niecały tysiąc. Całkiem duża firma. Dyrektorzy szpitali też przychodzą do Pana?
- Częściej ja jestem u nich. Przy czym wynika to bardziej z tego, że ja codziennie jestem w jednym ze szpitali. Ponadto regularnie, wspólnie z panem rektorem, spotykamy się z dyrektorami szpitali. Jako organ tworzący, staramy się mieć informacje o bieżącej sytuacji placówek.
Sądzę, że moje relacje z pracownikami szpitali są poprawne. Zawsze służę pomocą w każdej sytuacji. Bywa tak, że osoby pracujące na podległych służbowo stanowiskach zgłaszają do mnie swoje uwagi co do niektórych sytuacji, które nie są dostrzegane z poziomu przełożonego. Najczęściej są to drobne rzeczy, które po wyjaśnieniu naprawdę ułatwiają wszystkim życie i pracę. To właśnie dzięki pracownikom z różnych działów, ich zaangażowaniu, nasze szpitale funkcjonują tak dobrze.
Pana zdaniem, co jest największym wyzwaniem naszych szpitali klinicznych?
- Pozyskiwanie specjalistów do pracy i inwestowanie w młode pokolenia. Coraz więcej osób z dużym doświadczeniem jest przemęczona, mówi, że jest na granicy wypalenia zawodowego. Dotyczy to nie tylko lekarzy, ale ogólnie kadry medycznej i w niektórych przypadkach pracowników administracyjno-technicznych. Odczuwają często większą presję czasu i odpowiedzialności. Wiedzą, że od nich zależy zdrowie i życie ludzi. Do tego często pojawia się presja ze strony pacjentów, ich rodzin, którym nie zawsze podobają się obowiązujące procedury szpitalne. Część pracowników ma też poczucie dyskomfortu, ponieważ pomimo ogromnego zaangażowania, często słyszą nieuzasadnioną krytykę. Na to wszystko nakładają się kolejki. W ostatnim czasie dodatkowo jest obawa o bezpieczeństwo pracy. Doniesienia medialne o atakach na pracowników ochrony zdrowia nie poprawiają nastrojów.
Szpital to duży zespół ludzi, więc te wewnętrzne różnice w ocenie indywidualnych sytuacji są nieuniknione. Nawet w relacjach „młodych” i „starych” pracowników. Obecnie młode osoby mają inne spojrzenie na pracę zawodową niż ich starsi koledzy. Jest grupa dla której pieniądze nie są najważniejsze, nie chcą dużo pracować. Takie „hipsterstwo” w dobrym wydaniu. Jest też druga grupa młodych – zupełne przeciwieństwo. Chcą szybko zapewnić sobie wysoki standard życia, co niestety często ma wpływ na jakość ich życia i zdrowia.
Od kilku lat się mówi, że nasze szpitale nie są atrakcyjnym miejscem pracy dla młodych osób.
- Dotyczy to tej części młodych, którzy chcą pracować, ale nie tak ciężko jak u nas. Oni są w stanie uzyskać taką pensję jak w szpitalach uniwersyteckich, ale bez dyżurów i przy mniejszej odpowiedzialności w innych miejscach. Nie chcą pracować dodatkowo, tylko dlatego że profesor czy kierownik o to poprosił. Na szczęście, są także młodzi ludzie, którzy widzą liczne korzyści z pracy w naszych szpitalach.
Kiedyś doktorat czy możliwość zrobienia specjalizacji była magnesem przyciągającym ludzi do pracy w szpitalach klinicznych?
- Doktorat już nie jest taką wartością jak wcześniej. Specjalizacja tak. Jednak tylko do momentu, aż się ją uzyska. Potem takie osoby często odchodzą od nas. Czasami, odwiedzając kliniki, pytam rezydentów, jakie mają plany po uzyskaniu specjalizacji. Pojedyncze osoby mówią, że może zostaną w szpitalu. Dlatego dyrekcja szpitali i starsi pracownicy Uczelni starają się przekonać młodych, że naprawdę warto związać się z naszymi szpitalami. Tu perspektywy rozwoju w poszczególnych specjalizacjach są ogromne.
Obok wspomnianych obowiązków związanych z funkcją prorektora, ma Pan także inne obowiązki?
Tak. Jako prorektor nadzoruję spółki utworzone przez UMB, a także Akademicki Ośrodek Diagnostyki Patomorfologicznej i Genetyczno-Molekularnej. Pełnię także funkcję prezesa Fundacji Uniwersytetu Medycznego, która także ewoluuje i będzie realizowała nowe zadania statutowe. Jestem również członkiem Rady Społecznej Białostockiego Centrum Onkologii.
Muszę też wspomnieć o Komisji Bioetycznej, która spełnia bardzo istotną rolę w naszej Uczelni i której prace jako prorektor nadzoruję. To znowu setki różnego rodzaju opinii, zgód na badania, itp. W skład komisji wchodzi 16 członków, którym przewodniczy prof. Otylia Kowal-Bielecka. Są to osoby z różnych środowisk, m.in. lekarze, farmaceuta, pielęgniarka, duchowni, prawnik. Dzięki ich pracy przestrzegane są zasady etyki prac badawczych. Są one na najwyższym poziomie.
RESET
A gdyby się Pan cofnął w czasie, z obecną wiedzą i doświadczeniem, do momentu, kiedy Rektor Adam Krętowski złożył Panu propozycję objęcia funkcji prorektora - wziąłby ją Pan? A może lepiej negocjował warunki? Anatomia człowieka, dziedzina, w której Pan pracuje na co dzień, to dużo spokojniejsze zajęcie.
- Rozmowę rozpoczęliśmy od stwierdzeń ornitologicznych, to do takich nawiążę. Dopóki zdrowie dopisuje, to nie wyobrażam sobie siebie zamkniętego w klatce, jak ptaka. Dopóki możliwości pozwalają, to działam. Jeżeli pan rektor uzna, że jestem przydatny do czegoś, to ze stuprocentowym zaangażowaniem będę to robił. Zdaję sobie sprawę, pojawiają się nowe obowiązki. Tak jak chociażby wspomniane już inwestycje. Zawsze szukałem zajęcia. Musi to być zajęcie, które sprawia mi przyjemność i satysfakcję, szczególnie gdy kończy się sukcesem. Sytuacje sprawiające problemy mobilizują do jeszcze większej pracy. W związku z tym, ten mój czas, dalej jest wypełniony tak jak wcześniej. Zmieniła się tylko kategoria obowiązków.
Myślę, że teraz zachowałbym się tak samo. Może tylko od razu uzbroiłbym się w większy pancerz, przywdziałbym „gęstsze pióra”. Nie oszukujmy się, każda sytuacja konfliktowa zostawia w człowieku jakieś obciążenie, męczy go. Stąd też od zawsze robiłem sobie tzw. rodzinne weekendy sanitarne. Bez względu na porę roku, robię sobie 2-3 dniowy wyjazd gdzieś w ładne miejsce, na łono natury. Taki wyjazd jest zawsze związany z wysiłkiem fizycznym. Robię wtedy długie wycieczki piesze. Żadne ekstremalne wyczyny, raczej spędzenie czasu na świeżym powietrzu, maksymalnie długo. Nawet w mróz. Może być nad morzem, mogą być Mazury. Długie spacery aż do zmęczenia. I po takich 2-3 dniach spędzonych z rodziną i przyjaciółmi odzyskuje świeże spojrzenie, mam znowu czystą głowę, naładowane akumulatory, a poziom negatywnych emocji opada.
Rozmawiał Wojciech Więcko