Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. UMB, ASF i Ministerstwo Rolnictwa .
  • Ostatnia zmiana 22.11.2016 przez Medyk Białostocki

    UMB, ASF i Ministerstwo Rolnictwa

    Afrykański pomór świń dziesiątkuje chlewnie na terenie Polski wschodniej. Choć choroba nie zagraża w żaden sposób ludziom, rynek wieprzowiny w kraju jest na krawędzi załamania. Wszystko przez medialną wrzawę.

    10 października wiceminister rolnictwa Jacek Bogucki odwiedził Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Spotkał się z władzami UMB (rektorem prof. Adamem Krętowskim oraz prorektorem ds. nauki dr hab. Marcinem Moniuszko) i rozmawiał na temat współpracy z uczelnią dotyczącą rozprzestrzeniającej się w regionie choroby świń ASF.
    Ministerstwu zależy na tym, by uczulać ludzi, jak się zachowywać w kontakcie z chorymi zwierzętami i jakie są faktyczne zagrożenia związane z tym wirusem. UMB zaoferowało swoje wsparcie merytoryczne i naukowe. Uczelnia jest też w stanie wesprzeć resort w promocji właściwych zachowań profilaktycznych i prozdrowotnych.

    ASF to choroba tylko świń i dzików. Wirus przenosi się przez kontakt z zakażonym zwierzęciem, ale też przez skażona ściółkę lub pokarm. Na ASF nie ma lekarstwa czy szczepionki. Jedyną skuteczną metodą jest eliminacja zakażonych sztuk trzody i ich utylizacja. Do uboju muszą też trafić wszystkie zwierzęta z obszaru zagrożenia w miejscu, gdzie pojawiło się ognisko choroby (te sztuki nie trafiają do utylizacji). Kluczem do powstrzymania rozpowszechniania się ASF jest skuteczna kontrola weterynaryjna i sanitarna gospodarstw rolnych.

    W Polsce ASF zaobserwowano po raz pierwszy w 2014 r. Pojawiła się ona wtedy w trzech ogniskach, głównie na Podlasiu. Obecnie mówi się już o ponad 20 ogniskach wirusa, zlokalizowanych na wschód od Wisły.

     

    Rozmowa o ASF

    Wojciech Więcko: Dlaczego ludzie boją się ASF? Czy coś nam grozi?

    Prof. Zygmunt Pejsak, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia Zwierząt, specjalista z zakresu chorób zakaźnych świń, członek PAN, Krajowy Kierownik Specjalizacji „Choroby świń”: - Nic. Naprawdę. Ludzie boją się, bo mało wiedzą o ASF. Nie chcę powiedzieć, że nic nie wiedzą, ale ten strach bierze się z niewiedzy. Ta choroba jest wywołana przez wirus patogenny, chorobotwórczy wyłącznie dla świń i dzików. Dla innych gatunków zwierząt, a tym bardziej dla człowieka, ten wirus nie jest chorobotwórczy. Nie ma żadnych obaw, że my ludzie możemy się tym zakazić.

    Czyli nawet nie trzeba radzić, jak się zachować w przypadku kontaktu z potencjalnie zakażonym mięsem?

    - Nie ma szans, by świnia zakażona ASF trafiła nawet do rzeźni. Zwierzęta, które są kierowane do uboju są wolne od choroby. Jeżeli gdzieś wystąpi przypadek zakażenia, rozpoczynane jest postępowanie administracyjne. Oznacza to, iż wszystkie zwierzęta w tym ognisku zakażenia są zabijane i utylizowane. Dodatkowo w takim powiecie następuje przymusowy skup trzody. Ta jest ubijana, a mięso może być przetworzone tylko na konserwy. Zaznaczam jednak, że to są zwierzęta zdrowe, a do uboju trafiły tylko dlatego, iż hodowane były na tzw. obszarze zagrożonym. I śmiem twierdzić, że to są najlepsze konserwy, jakie są obecnie na rynku. Zwykle do konserw trafia przecież mięso niższych klas, a tu przerabiane są całe świnie ze schabami, polędwicami, czy szynkami. I to są produkty w pełni bezpieczne, a na dodatek jakościowo bardzo dobre. Zaufajmy ekspertom, bo ta wiara oparta jest na wiedzy.

    Może na coś warto jednak uważać?

    - Jest pewne zagrożenie w przypadku wędlin, czy mięsa pochodzącego ze Wschodu. Jednak rzecz nie dotyczy ludzi, a tylko zwierząt. Chodzi o to, że są tam wytwórcy wieprzowiny, którzy nie poddają się rygorom kontroli sanitarnej, tylko od razu robią wyroby. W sytuacji gdybyśmy resztki takich przetworów mięsnych wyrzucili do chlewni, to nasze świnie mogą się od ich zakazić. Człowiekowi nic się nie stanie, a dla zwierząt to może być groźne. Dlatego tak bardzo przestrzegamy przez zakupami wędlin ze Wschodu.

    To skąd wzięło się całe to zamieszanie?

    - Zwyczajnie brakuje nam wiedzy. Tak samo baliśmy się świńskiej grypy. Wtedy też było tak jak teraz, że nagle przestaliśmy jeść mięso wieprzowe. Ludzie myśleli, że zakażą się wirusem tej grypy, a na to nie było żadnych szans. Trzeba dołożyć do tego medialną otoczkę i podgrzewanie negatywnych informacji. Ludzie lubią słuchać takich rzeczy. Wystarczy, że ktoś powie, że to szkodliwe i od razu robi się wielka sprawa. Trzech innych powie, że to nieszkodliwe, ale to się nie przebija dalej.

    Taka dezinformacja to dla producentów wieprzowiny prawie wyrok śmierci?

    - To wielki problem. Dlatego tak bardzo liczę, że coraz więcej kompetentnych osób będzie mówić, jaka jest prawda. Liczę, że dzięki temu uda się nam to wszystko przywrócić do normy. Przekazy medialne niepotrzebnie straszą ludzi. W efekcie to może zniszczyć polską produkcję wieprzowiny. Potrzebny nam jest zdrowy rozsądek, a bać się nie ma czego.

    Rozmawiał Wojciech Więcko

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.