Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Rak i ciąża, czy to wypada? - Debata Medyka Białostockiego.
  • Ostatnia zmiana 22.05.2024 przez Medyk Białostocki

    Rak i ciąża, czy to wypada? - Debata Medyka Białostockiego

    Czy wypada myśleć o dzieciach, mając raka? Coraz więcej młodych osób choruje na nowotwory. Coraz częściej ten rak staje się chorobą przewlekłą, a po zakończeniu leczenia jest też życie i jest czas o tym, żeby pomyśleć o rodzicielstwie.

    21 marca w Auli Magna Pałacu Branickich odbyła się debata na temat oncofertility, czyli zabezpieczenia płodności u osób chorujących onkologicznie.

    W debacie udział wzięli:

    • - prof. Paweł Knapp, szef Uniwersyteckiego Centrum Onkologii USK w Białymstoku, konsultant wojewódzki ds. ginekologii onkologicznej,
    • - prof. Robert Jach, ginekolog, onkolog, kierownik Kliniki Endokrynologii Ginekologicznej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, konsultant wojewódzki w zakresie endokrynologii ginekologicznej w województwie małopolskim,
    • dr Małgorzata Sawicka-Żukowska, hematolog, onkolog z Kliniki Pediatrii Onkologii i Hematologii UDSK w Białymstoku

    · - dr hab. Jarosław Piszcz, kierownik Kliniki Hematologii, Chorób Wewnętrznych i Angiologii z Pododdziałem Transplantacji Komórek Krwiotwórczych USK w Białymstoku, konsultant wojewódzki ds. hematologii;

    • - Martyna Reducha – 20-latka, pacjentka UCO

    Debatę poprowadziła Katarzyna Malinowska-Olczyk – rzecznik USK w Białymstoku oraz sekretarz redakcji w Medyku Białostockim.

    Warto rozmawiać na ten temat, ponieważ Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że od 1 czerwca procedury oncofertility, czyli zabezpieczenia płodności, będą finansowane przez Państwo, a więc zniknie jedna z największych barier - finansowa.

     

    Katarzyna Malinowska-Olczyk: Co to jest właściwie to słowo „oncofertility”, co ono oznacza?

    Prof. Paweł Knapp: Oncofertility, czyli onkopłodność. Nie wiem, które sformułowanie jest ciekawsze i bardziej trafne, natomiast chodzi o zabezpieczenie płodności pacjentów chorych onkologicznie. Chodzi o zabezpieczenie materiału biologicznego, czyli u kobiety komórki jajowej, u mężczyzny nasienia. Chodzi o to, żeby po leczeniu onkologicznym, kiedy jesteśmy pewni my, lekarze onkolodzy czy onkolodzy kliniczni, hematolodzy, że możemy zaoferować wspólnie z naszymi kolegami ginekologami, embriologami, ginekologami, endokrynologami procedury, które mają doprowadzić do tego, że będziemy mieć pełną rodzinę, w skrócie mama, tata i dziecko.

    Czy zdarzyło się Wam proponować swoim pacjentom zabezpieczenie płodności? Jakie były reakcje? Czy ci pacjenci mieli wątpliwości?

    Dr Małgorzata Sawicka-Żukowska: - Jeśli chodzi o dzieci, to oczywiście, że to jest nieustająca próba zapewnienia życia po chorobie, na tyle dobrej jakości, jak to jest możliwe. Klinika, w której pracuję i w ogóle kliniki onkologii dziecięcej w kraju, są bardzo skoncentrowane na tym, żeby jakość życia pacjentów nie odstawała od jakości życia zdrowych rówieśników. Od kiedy Klinika Pediatrii, Onkologii i Hematologii istnieje, to zawsze takie metody były stosowane. Jeśli mówimy o zabezpieczenie materiału biologicznego, u chłopców jest to po prostu zwyczajnie łatwiejsze, ale aktualnie również istnieją takie możliwości dla dziewcząt.

    Jak rodzice, bo przecież rozmawiacie z opiekunami niepełnoletnich, reagują na to? Czy wiedzą o takich możliwościach?

    Dr Sawicka-Żukowska: - To jest bardzo różnie. Musicie sobie państwo zdawać sprawę, że jeżeli rodzic i pacjent, szczególnie pacjent nastoletni, usłyszą diagnozę choroba nowotworowa, to wydaje im się, że to nie jest dobry moment o tym, żeby myśleć, co będzie dalej. Wszyscy się skupiają na tym, żeby żyć, żeby być zdrowym, żeby wywalczyć to życie. A my zawsze już na początku naszej relacji z pacjentem i z rodzicem pacjenta rozmawiamy na ten temat. Pewne procedury czy też pewne propozycje dotyczące również zabezpieczenia płodności muszą się odbyć jeszcze przed rozpoczęciem terapii lub na samym jej początku, żeby zapewnić największą szansę na to, aby ta płodność została utrzymana. Są to trudne tematy. Mówi się, że około 80 proc. nastolatków w ogóle nie chce o tym rozmawiać i około 90 proc. ich rodziców. Natomiast my bardzo forsujemy te rozmowy, staramy się przekonać do podejmowania takich decyzji. Taki nastolatek w wieku powiedzmy 15 lat nie myśli jeszcze o tym, że po zakończeniu leczenia, za 10-15 lat, będzie chciał mieć dziecko. Dla nich w chwili rozpoznania choroby ważniejsze jest to, że utracił dotychczasowe życie, środowisko, że będzie musiał przebywać w szpitalu. Ale my zawsze patrzymy szerzej i wiemy, że kiedyś ten temat będzie jednym z najważniejszych aspektów jego dalszego życia.

    Dr hab. Jarosław Piszcz: - Te same mechanizmy dotyczą również młodszych dorosłych. Wiadomość o chorobie nowotworowej jest pewnym szokiem i zamiary posiadania potomstwa schodzą na dalszy plan. Natomiast my rozmawiamy, mówimy, że można zabezpieczyć materiał, żeby później móc posiadać potomstwo. Proponujemy to zarówno mężczyznom, jak i kobietom. Oczywiście wszystko zależy od tego, jaka to jest choroba i ile mamy czasu. Nieraz nie ma tego czasu, żeby zabezpieczyć materiał, bo musimy bardzo szybko włączać leczenie. Jednak u większości chorych można ten czas wygospodarować na tyle, żeby ten materiał zabezpieczyć.

    Czy zdarzyły się sytuacje, że pacjenci odmawiali. Mówili: mam już jedno dziecko, chcę się szybko poddać leczeniu?

    Dr hab. Piszcz: - Tak, to jest troszeczkę związane z tym, o czym tutaj rozmawialiśmy, z tym szokiem po diagnozie. Mam już potomstwo i nie myślę o tym, czy będę miała kolejne dzieci. To schodzi na ten właśnie kolejny plan. Jednak każdemu proponujemy taką możliwość. Oczywiście to zależy, tak jak mówiłem, od stadium choroby, od tego, czy mamy ten czas na to zabezpieczenie.

    Pani Martyno, ma Pani zabezpieczony swój materiał - zamrożone komórki jajowe. Proszę powiedzieć, to było dla Pani ważne?

    Martyna Reducha: - Ja o swojej chorobie, jaką jest nowotwór jajnika, dowiedziałam się we wrześniu 2023 roku. Miałam wtedy 20 lat. Młody człowiek jeszcze wtedy nie myśli tak naprawdę o założeniu rodziny, o dzieciach. Dowiedziałam się, że będę musiała przyjąć chemioterapię. I to tak, jak tutaj wcześniej Państwo wspomnieli - pierwszą rzeczą o której myślałam, to aby wyzdrowieć. Tak naprawdę, żeby walczyć o to życie. W takiej chwili nikt nie myśli o macierzyństwie. W moim wypadku, kiedy się spotkałam z profesorem Knappem i usłyszałam, że jest możliwość zabezpieczenia materiału, żeby zabezpieczyć swoją przyszłość, oczywiście od razu zgodziłam się. Dla mnie to jest dość istotna sprawa, dlatego, że moim marzeniem jest mieć dwoje dzieci.

    Teraz ma Pani zabezpieczony materiał. Czy to daje siłę?

    Martyna Reducha: - Tak naprawdę to daje dużo motywacji do walki z nowotworem, ale też daje nadzieję. Dzięki temu ja nie zwątpiłam ani w siebie, ani w swoją siłę. Wiedziałam, że mam o co walczyć i się nie poddałam. Motywacja była ogromna.

    Pani Martyna ma zamrożone komórki jajowe, w grę wchodzi także zamrożenie zarodków u kobiet, które mają partnera oraz nasienia u mężczyzn. Co możemy zaproponować jeszcze dziewczynkom oraz chłopcom, którzy nie produkują jeszcze plemników. Czy im też można jakoś pomóc?

    Prof. Robert Jach: - Rozmawiałem z pacjentami na ten temat. Główny problem jest taki, że ludzie nie są informowani o takiej możliwości. Nie działa system, który po poinformowaniu pacjentów o chorobie, kierowałby ich do odpowiedniego sposobu zabezpieczenia płodności. Albo sposób naturalny, albo metodą techniki wspomaganego rozrodu z użyciem swoich gamet bądź dawstwa, bądź też adopcja wchodzi w rachubę. To oczywiście wszystko jest zdeterminowane samą chorobą nowotworową, rokowaniem co do przeżycia. I rzeczywiście, zgadzamy się, że informacja na ten temat potrafi być potężnym bodźcem do walki. Natomiast ja przestrzegam przed zbytnim optymizmem i takim hurraoptymizmem. Nie wolno ludziom sprzedawać fałszywej nadziei. Słusznie Państwo podkreślają, że w pierwszej kolejności walczymy z nowotworem. W Polsce istnieje troszeczkę dziwna sytuacja. Technika pobrania tkanki jajnika czy tkanki jądra, mrożenia jej, a następnie wszczepienie po zakończeniu procesu leczniczego, pozostaje techniką eksperymentalną. To jest trudna sytuacja, o którą powinniśmy może my jako lekarze i organizacje pacjenckie zawalczyć. Dlatego, że zarówno gonada męska, jak i żeńska jest wyłączona z ustawy o transplantacji. Nie znalazła również swojego zastosowania w ustawie o leczeniu niepłodności. A to jest metoda, którą można zastosować właśnie u osób w wieku adolescencyjnym, tylko że ona się wiąże z dość inwazyjną procedurą.

    To teraz porozmawiajmy o terapiach onkologicznych. Przy operacjach w nowotworach ginekologicznych usunięcie macicy czy przydatków prowadzi do bezpłodności. A wiem, że czasem tej operacji można uniknąć? Debacie przysłuchuje się pacjentka, która 7 miesięcy temu została mamą pięknego synka, mimo że wcześniej zachorowała na raka trzonu macicy.

    Prof. Paweł Knapp: - Tak, rzeczywiście w ginekologii onkologicznej jest tak, że z nowotworem trzeba walczyć bardzo radykalnie. Procedury oncofertility muszą być - i w chwili obecnej wciąż są – dedykowane wybranej grupie osób. Jeżeli mówimy o zabiegach operacyjnych, to są ścisłe kryteria np. jeśli chodzi o raka szyjki, które pacjentka musi spełnić, żebyśmy mogli, mówiąc kolokwialnie, zafundować jej operację oszczędzającą płodność. I tu zawsze jest to stąpanie po kruchym lodzie. Inaczej jest w raku endometrium. Tutaj sam zabieg operacyjny ma zdecydowanie mniejszy udział. Tu procedury małoinwazyjne oraz hormonoterapia stanowią klucz. Czyli taką pacjentkę leczymy hormonami po to, żeby ten nowotwór zginął. Najtrudniej jest w raku jajnika. Procedury oncofertility, które w Europie zachodniej i w Stanach Zjednoczonych rozwijają się bardzo szybko, są wciąż dedykowane wybranej grupie pacjentów i pacjentek. Trzeba sobie jasno powiedzieć, nie wszystkie panie i panowie te kryteria - bardzo wąskie i radykalne - spełnią.

    Kolejnym sposobem leczenia raka jest chemioterapia Czy zdarzyły się Państwu takie przypadki, że ktoś był chory na jakąś właśnie chorobę krwi, podaliście chemię, przeszedł cały cykl leczenia, a po kilku latach - mimo tego, że nie miał zabezpieczonego materiału - został rodzicem?

    Dr Sawicka-Żukowska: - Jako onkolodzy dziecięcy, jesteśmy w tej optymistycznej pozycji - wyleczalność sięga powyżej 80 proc. i są to tendencje wzrostowe. Te wszystkie osoby wracają do społeczeństwa w miarę zdrowe i można z odpowiedzialnością powiedzieć, że my mamy już dużo takich naszych „wnucząt”. Muszę powiedzieć, że jest to coś przepięknego, jak można poznać taką istotę, której rodzic przeszedł leczenie onkologiczne i tego rodzica też się pamięta jeszcze z czasów, kiedy nie ukończył 18 roku życia. Głównym rozpoznaniem w onkologii dziecięcej jest białaczka. Jest to nowotwór, którym zasadniczym sposobem leczenia jest chemioterapia, a to właśnie chemioterapeutyki są odpowiedzialne w dużej mierze za to, że ktoś może mieć problemy z zajściem w ciążę czy z płodnością. Jeśli mówimy o chłopcach, to taką grupą, która jest najbardziej narażona na to są pacjenci, którzy są poddawani procedurom przeszczepienia komórek macierzystych i szpiku, szczególnie poprzedzonych kondycjonowaniem, czyli napromieniowaniem całego ciała. Te wspólne działanie szkodliwej chemioterapii i radioterapii to jest coś, co najbardziej uszkadzająco działa na rozrodczość. Natomiast mamy i takich pacjentów, którzy pomimo tych procedur mają potomstwo.

    Dr hab. Piszcz: - W hematologii wśród osób młodych dorosłych duża grupa to ostre białaczki, zarówno limfoblastyczne, jak i szpikowe. Mamy też pacjentów i pacjentki z przewlekłymi nowotworami, z nieostrymi nowotworami krwi, u których też musimy myśleć o możliwości posiadania potomstwa. Oczywiście u części pacjentów, którzy planują mieć potomstwo, możemy tak dobierać terapię w tych chorobach przewlekłych, żeby jak najmniej zaszkodzić. W przypadku ostrych białaczek oczywiście nie zawsze mamy czas na to, żeby zabezpieczyć materiał. Są przypadki takie, gdzie musimy wręcz z dnia na dzień czy po przyjściu pacjenta do nas od razu włączać leczenie. Również znane mi są przypadki osób, które miały dzieci po leczeniu, ponieważ ta bezpłodność nie musi być całkowita i na zawsze. Może być to tylko czasowa bezpłodność. Nigdy nie mamy pewności, ile ona będzie trwała i czy płodność wróci kiedykolwiek. Chcę tutaj wyraźnie powiedzieć, że w tej chwili wszystkie ostre białaczki, tak jak u dzieci, u dorosłych, u młodszych dorosłych, leczymy z intencją wyleczenia, czyli zakładamy, że wyleczymy tych chorych. Skuteczność terapii, które w tej chwili stosujemy jest bardzo wysoka, więc też myślimy o tym, co będzie później, po wyleczeniu takiego pacjenta. Stąd na pewno ten problem płodności, szczególnie tej młodszej grupy osób, jest bardzo istotny i bardzo ważny.

    Kolejna metoda to radioterapia. Tu pojawiają się nowe możliwości, np. transpozycja macicy i przydatków. To jest nadzieja dla medycyny i dla pacjentów onkologicznych?

    Prof. Paweł Knapp: - Transpozycja jajników jest to przemieszczenie jajników poza obręb miednicy kostnej. Jeśli mówimy o nowotworach dotyczących miednicy, o nowotworach promienio-wrażliwych, czyli takich, które będą poddane radioterapii, ryzyko zniszczenia jajników, tkanki aktywnej hormonalnie czynnej jest praktycznie stuprocentowy. Oczywiście stosuje się, próbuje się stosować różne techniki ochrony, natomiast zwykle wynik finałowy jest niezbyt dobry. Te jajniki po otrzymaniu dawki promieniowania po prostu włóknieją. By je chronić, jesteśmy w stanie w chwili obecnej przemieścić te jajniki poza obręb miednicy i wtedy nasi koledzy z klinik, z zakładów radioterapii mogą spokojnie tą miednicę naświetlać. Teraz widzimy też, że młode osoby, młode panie zaczynają chorować na raka jelita grubego i tutaj zaczyna się problem. Dwa lata temu odbyła się bardzo ciekawa operacja wykonana pierwszy raz w Brazylii, kiedy młodej kobiecie, która musiała mieć zastosowaną radioterapię po prostu usunięto macicę, ale w cudzysłowie usunięto ją z miednicy mniejszej i przeszczepiono ją w okolice pępka. Operacja, można powiedzieć, trudna technicznie, ale na tyle ciekawa i na tyle ważna z punktu widzenia właśnie procedur oncofertility, bo po zakończonym leczeniu onkologicznym, ta pacjentka zaszła w ciążę i urodziła dziecko.

    Negatywny wpływ na płodność mogą też mieć nowoczesne metody leczenia nowotworów, takie jak immunoterapia i hormonoterapia. Immunoterapia nie przyczynia się, co prawda, do uszkodzenia jąder czy jajników, ale może prowadzić do zaburzeń endokrynologicznych czy stanów zapalnych, co może skutkować upośledzeniem płodności, podobnie hormonoterapia. Jak te metody leczenia wpływają na płodność?

    Prof. Robert Jach: - Tak, leki stosowane w onkologii zostały w aspekcie zabezpieczenia płodności podzielone na cztery grupy. Leki o bardzo wysokim ryzyku utraty płodności, leki o wysokim, pośrednim i niskim oraz nieznanym. Immunoterapia należy do tej ostatniej grupy, gdyż są to stosunkowo nowe leki, stosowane w najczęstszym nowotworze u kobiet w wieku rozrodczym, czyli raku piersi, ale również wchodzą do leczenia nowotworów ginekologicznych np. raka endometrium.

    A hormonoterapia? Często pacjentki pytają na forach o nowotwory hormonozależne. Czy stymulacja hormonalną nie rozsieje raka?

    Prof. Jach: - Nie, proszę państwa, standardową procedurą jest protokół krótki, jest antagonistą GnRH. Stymulacja jajników polega na podaniu dużych dawek hormonów celem uzyskania maksymalnej liczby pęcherzyków jajnikowych, a z nich, jak wierzymy, będą komórki jajowe. Później podczas nakłucia jajników, w znieczuleniu pobiera się te komórki. Są badania, które porównały grupy kobiet poddanych takiej procedurze i niepoddanych takiej procedurze. I te badania mówią jasno, że nie miało to wpływu na odsetek wyleczeń czy odsetek całkowitego przeżycia. Jeśli chodzi o dzieci, to tak naprawdę jeszcze nie wiemy, jak zabezpieczenie płodności wpływa na zdrowie tych dzieci i na ich późniejsze losy. Wiemy coraz więcej na temat epigenetyki, wiemy na temat roli mutacji genów BRCA1, BRCA2, co się robi w technikach wspomaganego rozrodu, gdzie można genetypować, robić tak zwaną przedimplantacyjną diagnostykę zarodków, ale jest to rzeczywiście wiedza dynamicznie rozwijająca się. I tak naprawdę, żeby powiedzieć, że takie leczenie nie ma negatywnego wpływu, potrzeba nam jeszcze zebrania dużej liczby informacji.

    W Polsce procedury zabezpieczenia płodności nie są finansowane przez państwo. Nie ma żadnego programu. W poprzednich latach program in vitro, czyli jedyna szansa dla pacjentów onkologicznych, był finansowany, potem przestał być finansowany. Czy ta bariera finansowa to duży problem?

    Martyna: - Ja miałam takie szczęście, że mogłam i moja rodzina mogła pozwolić sobie na to. Wiadomo, każdy pacjent jest inny i każdy ma inną sytuację, ale wydaje mi się, że to są takie pieniądze, które są warte jednak zainwestowania w to wszystko. Nie oszukujmy się, jest to duży wydatek, a nie każdy może na niego sobie pozwolić.

    Czy zdarzało wam się, że mówiliście o tym, że proszę państwa, istnieje możliwość, możecie zabezpieczyć swój materiał biologiczny i słyszeliście: Pani doktor, panie doktorze, ale to są duże pieniądze, nas na to nie stać…

    Dr Sawicka-Żukowska: - Problem u dzieci też jest problemem dużo mniejszym, bo my mówimy o dużo mniejszej grupie pacjentów, z których spora część jest w takim wieku, że nie będą podlegać pod procedurę zabezpieczenia płodności. Jeśli mówimy o chłopcach, to nie wiązało się to z kosztami. Natomiast jeśli chodzi o dziewczyny, to też tych pacjentek, akurat jeśli chodzi o naszą klinikę, nie ma wiele.

    Dr hab. Piszcz: - To na pewno jest problem, jeżeli chodzi o finansowanie. Tak zdarzało się, że również mężczyźni odmawiali z powodu kosztów rzędu nawet kilkuset złotych czy około tysiąca złotych, które należy ponieść. Pamiętajmy, że ci ludzie, którzy znajdują się w nowej sytuacji, oni często przestają pracować, nie wiedzą, co się z nimi będzie działo, mają niepokój finansowy i tak, to jest problem, więc dodatkowe finansowanie na tę procedurę byłoby pomocne i z pewnością więcej osób mogłoby się zdecydować właśnie na zabezpieczenie materiału.

    To teraz pytanie, które często na forach podnoszą pacjentki. Takie pada trochę oskarżenie w kierunku lekarzy, że onkolodzy nie wyrażają zgody na ciążę po zakończeniu leczenia raka z obawy, że choroba wróci. Czy to prawda, że ciąża może zwiększyć ryzyko nawrotu choroby?

    Dr bab. Piszcz: - Ode mnie nie usłyszała pacjentka nigdy takich słów. Natomiast usłyszały pacjentki i pacjenci o konieczności zabezpieczania się w pewnym etapie choroby. Zdarzały się nam pacjentki, które w bardzo nieodpowiednim momencie zachodziły w ciążę. Był to problem i dla pacjentki, i dla tego rozwijającego się płodu. Na szczęście większość tych przypadków zakończyła się dobrze. Choć pamiętam też takie historie, które kończyły się tragicznie z powodu takiego, że nie można było zastosować w tym momencie najbardziej optymalnych terapii.

    Dr Sawicka-Żukowska: - Jeśli chodzi o młode dziewczyny, które podejmują współżycie seksualne, bo to są jakby fizjologiczne sytuacje, które się tym młodym dorosłym zdarzają, to też ostrzegamy przed tym, żeby to nie było w bezpośrednim odstępie od zakończenia leczenia. Aktualnie uważa się, że minimum rok należy odczekać. Wcześniej te zalecenia były dłuższe, bo mówiło się o kilku latach.

     

    Wypowiedzi gości:

    Pojawia się pytania od naszych pacjentek. Jak długo można przechowywać materiał genetyczny pacjentów? O odpowiedź poprosimy prof. Jacka Szamatowicza, obecnego na naszej debacie.

    Prof. Jacek Szamatowicz, kierownik Kliniki Ginekologii i Ginekologii Onkologicznej USK: - Jeżeli mamy zamrożone zarodki i para z nich nie korzysta, to po 20 latach te zarodki mogą być przeznaczone do adopcji. Ogólnie materiał genetyczny można przechować właściwie w sposób nieograniczony. Z tego, co mi się wydaje, po 28 latach była też opisana ciąża po rozmrożeniu zarodka.

    Beata Maćkowiak-Matejczyk, ordynator Oddziału Onkologii Ginekologicznej w Białostockim Centrum Onkologii: - O oncofertility wiemy od dawna. I konsultujemy pacjentki od dawna. Natomiast chcę jeszcze zwrócić uwagę, że właściwie my się też dopiero tego uczymy. Uczymy się razem z pacjentami. Uczymy się tego, że onkologia polega nie tylko na leczeniu, ale również właśnie na zachowaniu jakości życia po tym leczeniu. To, o czym wspomniał prof. Knapp (o transpozycji jajników) to jest rzeczywiście bardzo fajny przykład, ponieważ napromienianie w obrębie miednicy małej niszczy gonady. Dawka napromieniania, która zniszczy jajniki, to jest 10 grejow. Dla porównania powiem, że dawka leczenia radykalnego w raku jelita to jest 75 grejów. Napromieniowanie to jest nie tylko jelito grube, ale również nowotwory pęcherza moczowego i inne miednicy małej, mięsaki. Także o tym warto pamiętać. Oraz o tym, że możemy wykonać transpozycję jajników i to właściwie jest metoda refundowana w zakresie obecnych możliwości funduszu. I o tym wszyscy muszą pamiętać, również radioterapeuci.

    Dyrektor Ewa Feszler, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej, Podlaski Urząd Wojewódzki: - Pani minister Leszczyna powołała specjalny zespół i spodziewamy się, że w ciągu miesiąca pojawi się informacja odnośnie finansowania poszczególnych elementów tego programu. Natomiast odnośnie informacji, odnośnie tego, co możemy zrobić tutaj, na terenie województwa podlaskiego, to myślę, że wspólnie z konsultantami, już po osobistym kontakcie, ustalimy sposób dotarcia do jak największej grupy odbiorców tego programu.

    Prof. Sławomir Wołczyński, kierownik Kliniki Rozrodczości UMB: - Drobne sprostowanie, oncofertility jest od dawna w naszym szpitalu uniwersyteckim stosowane. Już w 2008 rok miało miejsce pierwsze udane zabezpieczenie płodności młodziutkiej, 21-letniej dziewczyny z ziarnicą. Po terapii jajnik przestał funkcjonować. Ale ma obecnie dwie córki i choć liczyła na trzecie dziecko, niestety trzeci transfer się nie udał.

     

    Opr. km

     

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.