Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Transplantacja, czyli wyścig o życie.
  • Ostatnia zmiana 28.04.2023 przez Medyk Białostocki

    Transplantacja, czyli wyścig o życie

    Przeszczep serca czy płuc to coś więcej niż tylko zabieg pobrania i transplantacji narządów. To cała akcja logistyczna, w którą zaangażowanych jest nawet 200 osób! A wszystko pod presją czasu, bo serce trzeba przeszczepić w cztery godziny.

    1 marca w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Białymstoku zmarł młody mężczyzna. W jego dokumentach znaleziono wypełnione oświadczenie woli, by w przypadku śmierci, jego organy trafiły do przeszczepów. To uruchomiło całą lawinę wydarzeń, która w efekcie uratowała pięć innych osób.

    Przeszczep to walka z czasem - rozmowa z dr hab. Jerzym Głowińskim 

     

    Chwila przed pobraniem serca - rozmowa z dr Karoliną Rygasiewicz 

     

    Czas start

    Tuż po godz. 13 wszystkie lokalne media zaczęły relacjonować to wydarzenie. Dla dziennikarzy to atrakcyjny temat, dla medyków szansa na promocję tematyki przeszczepów, ale głównie wyrażania zgód na przeszczep własnych organów po śmierci. To nadal temat tabu w polskich rodzinach.

    Dawca – miał już stwierdzoną śmierć mózgu – był przygotowywany do pobrania narządów. Do Białegostoku pędzili już specjaliści z Zabrza po serce i płuca, z Warszawy po wątrobę, nerki i rogówki mieli pobrać chirurdzy z USK.

    Wyścig

    Transplantacja to nie jest tylko operacja pobrania narządu i kolejna, kiedy go się wstawia biorcy. To ogromny zestaw procedur medycznych i logistycznych, w które zaangażowanych jest kilkaset osób. Od lekarzy, pielęgniarek i personelu medycznego, po policjantów, żołnierzy, pilotów czy kierowców karetek.

    Tego nie da się zaplanować w grafiku, tak by każdy z zespołów zrobił taką operację w dogodnym dla siebie czasie. To prawdziwy wyścig, kiedy wiele wydarzeń nakłada się na siebie równolegle i każde jest tak samo ważne. Serce powinno być przeszczepione w cztery godziny od pobrania, wątroba - w 12 godzin, nerki – w 24.

    Chmury

    Tuż po godzinie 17:00, białostocki stadion lekkoatletyczny (obok szpitala USK).

    Nie ma żadnego sportowego wydarzenia, ale wszystkie stadionowe jupitery mocno świecą. Na bieżni stoi radiowóz, wokół krząta się kilku policjantów. Tak samo kilku policjantów i strażaków chodzi po boisku. Dziennikarze i fotoreporterzy ustawili się niedaleko policyjnego auta, ale za bramką oddzielającą bieżnię. Wszyscy czekają na policyjny śmigłowiec Mi8, który ma zabrać serce i płuca do Warszawy (Modlin). Tam szybka przesiadka do wojskowego samolotu i dalej do Katowic (Pyrzowice), a potem karetką do Zabrza.  

    Pojawia się problem. Z powodu załamania pogody w Białymstoku – mgła i nisko zawieszone, gęste chmury - pilot helikoptera nie widzi miejsca lądowania na stadionie. Śmigłowiec krąży, pilot próbuje pochodzić do lądowania z kilku stron, ale bez efektu.

    Dziennikarze słyszą warkot silników maszyny, ale nie widzą jej świateł.

    Zapada decyzja, że śmigłowiec będzie leciał wzdłuż drogi S8 i wyląduje w miejscu, które pilot uzna za bezpieczne (w grę wchodziło także lądowanie na drodze). Na ziemi akcję zabezpiecza policja. Karetka z sercem i płucami – także pod eskortą policji – rusza w drogę.

    Helikopterowi udało się wylądować dopiero w pobliżu stacji benzynowej niedaleko Zambrowa. Po wszystkim – dla TVN24 - piloci ocenili całą akcję jako „na granicy powodzenia”.

    Cel

    Po kilku dniach od wydarzenia wiadomo było, że wszystko się udało.

    Serce trafiło do 42-letniego mężczyzny, który w stanie krytycznym pilnie potrzebował nowego organu.

    Płuca trafiły do 56-latka z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP).

    Wątrobę otrzymał pacjent w Warszawie.

    Dwie nerki dzień później zostały przeszczepione dwóch mężczyznom – 50. i 62-letniemu - mieszkańcom Podlasia.

    Rogówki zostały przeszczepione w szpitalu USK.

    km, bdc

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.