Uniwersytet Medyczny w Białymstoku. Nasze późne lata - felieton Jana Pietruskiego.
  • Ostatnia zmiana 31.10.2017 przez Medyk Białostocki

    Nasze późne lata - felieton Jana Pietruskiego

    Dziś nazywani rozmaicie - trzecim wiekiem, seniorami, rzadziej starymi, chociaż tak mało dżentelmeńskie słowo czasem się komuś wymsknie. Wiek wiąże się jednoznacznie z datą w dowodzie osobistym, ale również z numerem PESEL, gdzie dumnie widnieje na pierwszym miejscu data urodzin.

     

    Dopiero od niedawna, skutkiem wydłużania życia i zwiększenia się liczby osób starszych, zauważa się konieczność ich leczenia, hospitalizacji oraz wprowadzania nowych form opieki, choćby całodniowej

    Jan Pietruski

    Od ponad dziesięciu lat mamy granice otwarte i trwałe, co przed kilku laty zatwierdził zmarły niedawno kanclerz Helmut Kohl. Po kilkudziesięciu latach zamkniętych granic (czego nie mogli zrozumieć moi belgijscy koledzy, z którymi pracowałem kilka lat) świat stał się dla nas otwarty. Wyjeżdżamy, gdzie chcemy i kiedy mamy ochotę. Nasze granice masowo przekraczają też młodzi Polacy w poszukiwaniu pracy i lepszych zarobków.

    Pisząc o wyjeżdżających mam też na myśli grupę naszych młodych lekarzy. To ludzie zdolni, pracowici z urodzenia, albo też instynktownie, w miarę rozwoju świadomości, przyjmujący domowy modus vivendi, wzorowany na pracowitych rodzicach, dziadkach lub środowisku, w którym dorastają. Model wychowania bezcenny, który moja matka nazywała „uniwersytetem domowym”, którego nikt i nic nie zastąpi. W ten sposób kraj nasz się bogacił, ale złowieszcze wojny dorobek ten niszczyły. My, starsi, pamiętamy to bardzo dobrze. I jesteśmy pełni trudnego do opisania szczęścia widząc, jak nasze dzieci i wnuki odbudowują kraj, który zmienia się z dnia na dzień na krewniaka zachodniej Europy. Szkoła dla młodych jest dla nich priorytetem, uczą się pilnie i pochłaniają wiedzę. Kończą ją cum laude, aby stanąć jak najszybciej w studenckich szeregach, z myślą o przyszłości po otrzymaniu dyplomu. A jeśli byli w szkole, gdzie uczono podstaw filozofii, widzą swoją przyszłość optymistycznie.

    Ale wróćmy do młodego pokolenia lekarskiego, wieku pierwszej dorosłości, które z dyplomem w kieszeni zarabia poniżej średniej krajowej, bez perspektyw na wyższe dochody. Mając znajomych za granicą, którzy piszą lub opowiadają o zarobkach lekarzy kilkakrotnie wyższych niż w kraju, marzą o jak najszybszym wyjeździe za granicę, do wymarzonego eldorado, kontynuując intensywną naukę w kraju.

    Należę już do tej części społeczeństwa, które z bliska i z potrzeby, chciałoby widzieć w kraju wysoki poziom nauczania, które odczuwa jego braki skutkujące w naszym zawodzie umiejętnościami dalekimi od wprowadzania w życie obowiązkowej maksymy naszego zawodu: Salus aegroti suprema  lex. A chciałoby się widzieć i korzystać w tych późnych latach życia z wysokiego poziomu lecznictwa, łatwości dostępu do lekarzy i leków, słowem żyć wygodnie, zdrowo, wypoczywać po latach ciężkiej pracy, a w razie choroby mieć możliwość i pewność godnego leczenia. Obserwując dzień po dniu codzienność bliskich, widzimy jak na dłoni, że jest inaczej. Znacznie gorzej niż się spodziewamy.

    Każdy człowiek chce żyć, odsuwając w dal to, co nas wszystkich nieuchronnie czeka. Ale nie ma to być walka o przetrwanie resztkami sił, ale marzenie o zasłużonym wypoczynku. Młodzi lekarze zdają sobie sprawę, że są kraje, gdzie jest podobnie lub gorzej, ale też wiedzą, że w wielu krajach przejście na emeryturę zapewnia dostatnie życie, należytą opiekę lekarską w razie potrzeby i możliwości wypoczynku, jak dalekie podróże, odwiedzanie dzieci mieszkających na drugim końcu świata, wzajemnej radości z takich spotkań itd., na które w czasie aktywności zawodowej po prostu nie było czasu.

    Gorzej z dolegliwościami, które są spowodowane najrozmaitszymi chorobami starszego wieku. Dopiero od niedawna, skutkiem wydłużania życia i zwiększenia się liczby osób starszych, zauważa się konieczność ich leczenia, hospitalizacji oraz wprowadzania nowych form opieki, choćby całodniowej. Powstają oddziały i specjalizacje geriatryczne, domy, w których za jakąś część emerytury otrzymuje się wszystko to, czego starszy człowiek potrzebuje, w tym także, co nie jest bez znaczenia, obecności drugiej osoby, nie tylko jako opiekuna, ale do codziennych rozmów poprawiających nastrój czy samopoczucie. Jest to czynnik niesłychanie ważny właśnie dla zachowania równowagi psychicznej. Dziś jest to kropla w morzu potrzeb, choć dobre i to; każdy początek zawsze jest trudny.

    Niestety nikłe są widoki szybkiej poprawy finansowej, jak również perspektywy specjalnych domów dla starszych i samotnych, którzy za część swojej emerytury mieliby namiastkę domu rodzinnego. Ludzie, którzy powinni o tym decydować i urządzać takie miejsca, są młodzi i kwestie te są dla nich zwyczajnie niezrozumiałe. Jak to powinno wyglądać, widziałem w USA, gdzie za część emerytury dostaje się w wieczyste użytkowanie komfortowy apartament, poznaje rówieśników, korzysta z wyjść do restauracji, a nawet kina.

    Młodzi lekarze po studiach, także ci, którzy mają na co dzień do czynienia z ludźmi starszymi, nie rozumieją problemów starzejącego się organizmu, który funkcjonuje inaczej niż młody. Tego podczas studiów się nie uczy. A powinno być odwrotnie, bo każdy z nas nieodwołalnie, wręcz organicznie stanie się w pewnym wieku innym człowiekiem.  Tego się nie uczy, tymczasem taka wiedza powinna być nieodłącznym elementem studiów wyższych. Wszak pacjenci to nie tylko ludzie młodzi. W codziennej praktyce lekarz powinien pamiętać, że chory może źle słyszeć, nie rozumieć pytania, a na zadane odpowiadać nie na temat, bo pytania nie zrozumiał. Może też źle widzieć. Czy na studiach nasi studenci otrzymują taką wiedzę?

     Gdy pacjent nie zna (co jest naturalne) fachowych lekarskich słów i określeń, należy pytanie uprościć. Tej wiedzy medycy, a przede wszystkim geriatrzy, nie mogą pominąć. Trzeba pozwolić się badanemu „wygadać”, by opowiedział spokojnie własnymi słowami, co mu dolega, od kiedy, jakie brał leki, czy przepisane - zażywał i w jaki sposób. Przecież mogło się zdarzyć, że tabletki schował, a innym razem po prostu o nich zapomniał.

    Objawów nadchodzącej starości na ogół przez długi czas nie widać, a otoczenie nie zawraca sobie głowy zmianami, jakie zachodzą. Zaś osoby starsze same się z tym nie obnoszą tak długo, jak to możliwe. Często przez lata młodości nie miały potrzeby kontaktu z lekarzami i są po prostu nieśmiałe. Musimy naszym zachowaniem pacjenta ośmielać. Gorzej jest z dolegliwościami, które są skutkiem najrozmaitszych przypadłości wieku starszego, że wymienię tylko pogarszające się słuch i pamięć (zapominanie nazwisk i imion, nazw leków przepisanych przez lekarza, wyglądu twarzy), a także słabszy wzrok. To są te wszystkie negatywne cechy, których długo nie widać z zewnątrz, a z których zdajemy sobie sprawę i codziennie w pełnej świadomości dostrzegamy, że coś szwankuje; na przykład - ku własnemu zdziwieniu - zapominamy numeru telefonu do dzieci mieszkających gdzieś daleko za granicą, z którymi telefoniczny kontakt był dotąd jedyną możliwością łączności z bliskimi.

    Z dziećmi mieszkającymi w tym samym mieście wcale nie jest lepiej. Posłużę się tu cytatem z niedawno wydanej książki znanego polskiego satyryka, który w krótkich dialogach z dziećmi trafia w sedno, czyli w nasz byt codzienny: „(…) wybrałem się w odwiedziny do córki z prośbą o pomoc, bo z emerytury i w niedołęstwie trudno mi żyć. Córka odpowiedziała: Tato chętnie bym ci pomogła, ale w kwietniu rodzę i muszę uzbierać na wózek dla dziecka. Zrozumiałem, i zwróciłem się do najstarszego syna. (…) A ja, tato, jestem bezrobotny, usłyszałem w odpowiedzi, i nie pytając o nic więcej, powiedziałem jedynie: z twoim wykształceniem po historii i politologii? Niestety, tato, uważam, że Powstanie Warszawskie było niepotrzebnym zrywem, a to, co się stało pod Smoleńskiem uważam za niepotrzebną katastrofę.  Zapukałam do młodszego. Tato, jak mam ci pomóc, gdy w teatrze zarabiam 1300 zł miesięcznie?  Zatelefonowałem z nadzieją do najmłodszego. Nie mogę tato, bo kończę studia i nie mam czasu. A co będzie, jak je skończysz? Jeżeli dołożysz mi do skutera, to będę rozwoził pizzę. I tak dalej, kółko się zamknęło”.

    Wracając do sedna, do środowiska ludzi starszych, samotnych, żyjących na granicy utrzymania z głodowej emerytury. Emerytury zmuszającej do oszczędzania na zakupie nie tylko żywności, ale i najpotrzebniejszych do życia rzeczy czy produktów, oraz leków utrzymujących w jako takim stanie zdrowie. Leki dla seniorów, te bezpłatne, są w większości lekami bez podstawowego działania leczniczego, zleconymi przez lekarza rodzinnego. Pomijając już fakt, że aby się do niego dostać trzeba odstać swoje w kolejce do rejestracji, to jeszcze w gabinecie czeka nas powierzchowna anamneza, diagnoza nie zawsze postawiona po dokładnym zbadaniu i ustaleniu właściwego rozpoznania, a potem zlecenie leków, także tych bezpłatnych, o wątpliwej wartości terapeutycznej.

    Zaś najpotrzebniejsze leki, które stosujemy od dawna, są nadal pełnopłatne, a więc zwykle drogie. Najlepiej to widać w aptece, czego nieraz byłem świadkiem, kiedy pacjent opuszczał aptekę z receptą w ręce, stwierdzając: to dla mnie za drogie.

    Zakładając, że ci chorzy przed okienkiem aptecznym żyją z emerytury, na którą z nadzieją na spokojną starość sami pracowali przez kilkadziesiąt lat, gdy znaczną część zarobków potrącano im na leczenie i na spokojną starość, to teraz muszą się czuć zawiedzeni i niejednokrotnie wpadają w depresję. Bo przecież emerytura to nie tylko leczenie, to koszty mieszkania i stałych miesięcznych świadczeń. W tej sytuacji o opiekunie osoby starszej, jako niezbędnej pomocy w życiu, nie ma już co marzyć.

    Przez kilkanaście lat od wejścia Polski do UE w 2004 roku, nasz wkład z PKB na lecznictwo wynosił 3 proc. Równocześnie pozostałe, dawne kraje UE, otrzymywały na lecznictwo z budżetu do 6 i więcej procent PKB - w tych krajach znacznie wyższego niż u nas. Przez minione lata udział PKB z naszych przecież pieniędzy się nie zmienił. Żyliśmy i wciąż żyjemy w Unii - szczególnie my starsi - z nadzieją na podwyższenie wydatków na lecznictwo. Nowy minister zdrowia wyraźnie chłodzi nasze nadzieje.

    Jan Pietruski

  • 70 LAT UMB            Logotyp Młody Medyk.